To co dla większości dzieci jest zwykłą podróżą komunikacją miejską i zabawą na ściance wspinaczkowej, dla nich jest wielką wyprawą w nieznane. Chore na autyzm dzieci z Wrocławia dają przykład, że dla nich też nie ma rzeczy niemożliwych.
Dla Gabrysi, Julii, Mateusza i dziesięciorga innych uczniów, wspinaczka to coś więcejm niż tylko lekcja wychowania fizycznego. - To jest po prostu radość życia i to, czego chcemy najbardziej dla naszych dzieci - szczęścia i normalności - mówi Dorota Szpojankowska-Essel, matka Adama cierpiącego na autyzm.
Wybór takiej drogi, która pozwala się nią cieszyć, jest jednak sporym wyzwaniem. - To co dla nas jest zwykłym wyjściem na ściankę, dla dzieci jest takim łańcuchem wielu rożnych małych zachowań, którym muszą sprostać - tłumaczy Bartłomiej Opaliński, pedagog specjalny z Niepublicznej Szkoły Terapii Behawioralnej dla dzieci z autyzmem we Wrocławiu.
Jednym z takich sprawdzianów jest wyjście ze szkoły i dojazd na ściankę. Najwygodniej i najszybciej byłoby pewnie wynajętym busem. Tyle, że w szkole, gdzie uczą się autystyczne dzieci, nikt nawet o tym nie myśli. Bo taka lekcja także jest bezcenna.
Nauka małymi krokami
- Umiem wejść do tramwaju, umiem się przemieścić, tak jak każdy inny, nie muszę się niczego obawiać - mówi Anna Bielewicz-Rzepka, dyrektor Niepublicznej Szkoły Terapii Behawioralnej dla dzieci z autyzmem we Wrocławiu.
Po wejściu na ściankę, stawianie małych i wielkich kroków zaczyna się jeszcze z dala od stopni i chwytów. Najpierw trzeba bowiem poprosić o sprzęt, potem założyć kask, związać się liną i oczywiście zaufać.
- Niektóre same już się wspinają i same zjeżdżają, niektóre same wejdą, ale potrzebują pomocy w zjeździe, a niektórym pomagamy się wspinać - tłumaczy inspektor wspinaczki Paweł Behnke.
Dzieciom, oprócz instruktorów, na ściance towarzyszą także terapeuci. Gdy przed rokiem rozpoczynano pierwsze zajęcia, tak wyjątkowa sekcja wspinaczkowa była powodem wielu obaw.
- Ściana jest specyficznym miejscem, z głośną muzyką, z wielką liczbą ludzi, ciągle tu jeździ nasz podnośnik, ciągle ktoś kręci te chwyty, wiec tutaj działają maszyny, wiertarki i na początku musieliśmy wyłączyć muzykę, nie wchodzić na halę i zrobić warunki sterylne. W tej chwili dzieciaki krzyczą "dzień dobry", my krzyczymy "dzień dobry", one wchodzą jak do siebie - mówi Paweł Sikorski z centrum wspinaczkowego "TARNOGAJ" we Wrocławiu.
I zauważają to już także inni wspinacze.
- Zdarzało mi się, że ktoś do mnie podchodził i mówił, że te dzieci się już super wspinają, przecież wcześniej to był jeden krzyk, a teraz one wchodzą do samej góry - mówi instruktorka wspinaczki Renata Adamska.
Co więcej, robią to już nie tylko na ściance, ale także na skałkach. - To jest wspaniałe, bo otwiera zupełnie inne perspektywy dla całych rodzin - ocenia Dorota Szpojankowska-Essel.
Autor: Robert Jałocha / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN