Na pytania dziennikarzy nie odpowiadał, zasłaniał się Strażą Marszałkowską i odgradzał kotarą. Długich debat chyba nie lubił, bo odbierał posłom głos. Lubił za to latać i przez to musiał opuścić stanowisko. Marek Kuchciński marszałkiem już nie jest, ale zostali jego najbliżsi współpracownicy. Lista zastrzeżeń do nich też jest długa, a opozycja chce ich odwołania.
Agnieszka Kaczmarska nadal jest szefową Kancelarii Sejmu RP. Jej podwładny, Andrzej Grzegrzółka, wciąż jest szefem Centrum Informacyjnego Sejmu. Odwołania obojga domaga się od nowej marszałek Sejmu Elżbiety Witek opozycja.
- To urzędnicy, którzy dla prywatnych celów Marka Kuchcińskiego łamali przepisy prawa i oszukiwali opinię publiczną w Polsce. To jest ta definicja BMW: bierni, mierni, ale wierni - ocenił rzecznik PO Jan Grabiec.
- Każdy marszałek ma prawo do tego, aby dobierać sobie współpracowników, kierownictwo kancelarii, rzecznika, to są zupełnie naturalne sytuacje. Pani marszałek Witek również takie prawo przysługuje i ona będzie w tej sprawie decydować - stwierdził wicepremier Jacek Sasin.
Różne tłumaczenia
Szef Centrum Informacyjnego Sejmu Andrzej Grzegrzółka w sprawie lotów byłego już marszałka Marka Kuchcińskiego przedstawiał sprzeczne wersje wydarzeń.
Jeszcze w kwietniu, w mailu do "Gazety Wyborczej", Grzegrzółka zapewniał, że marszałek rządowym samolotem nigdy nie leciał z rodziną. Później okazało się, że jednak leciał - 23 razy. - Wówczas takich informacji nie mieliśmy - tłumaczył potem.
Kiedy potem pod koniec lipca media informowały, że rodzina latała rządowym samolotem także i bez Marka Kuchcińskiego, to Andrzej Grzegrzółka nazwał te doniesienia "fejkiem" i domagał się dementi. Wpis już z mediów społecznościowych zniknął.
Agnieszka Kaczmarska odmówiła skomentowania pracy swojego podwładnego.
Różne terminy
Kwestia lotów to nie jedyna sprawa, w której słowa szefa Centrum Informacyjnego Sejmu okazały się kontrowersyjne. Andrzej Grzegrzółka wielokrotnie zapewniał, że kancelaria Sejmu opublikuje listy poparcia dla kandydatów do nowej Krajowej Rady Sądownictwa, zgodnie z prawomocnym wyrokiem sądu.
- Czas jest liczony od momentu, kiedy dostaliśmy dokumenty do kancelarii Sejmu. To był 16 lipca, zatem te 14 dni upływa w następny wtorek - mówił w lipcu. 30 lipca upłynął ten termin, ale list nie opublikowano. Centrum Informacyjne Sejmu oświadczyło, że na razie tego nie zrobi.
- Do kancelarii Sejmu wpłynęło postanowienie Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych obligujące kancelarię Sejmu do powstrzymaniu się od publikowania lub udostępniania danych osobowych sędziów - tłumaczył Grzegrzółka 30 lipca.
Pod pismem, w którym brak publikacji list tłumaczy się postanowieniem prezesa UODO, podpisała się szefowa kancelarii Sejmu. Za niewykonanie wyroku może grozić jej grzywna. Za nieudzielenie informacji publicznej - wbrew obowiązkowi - nawet rok więzienia.
1 sierpnia pojawiła się kolejna interpretacja - że kancelaria list opublikować nie może, bo nie otrzymała z sądu akt sprawy. Szybko okazało się, że aby akta mogły zostać wysłane, to sąd od wszystkich stron musi otrzymać potwierdzenia odbioru wyroku. Takiej "zwrotki" nie było tylko z Sejmu.
- Nowa marszałek Sejmu ma wielką szansę ujawnić i pokazać listy neo-KRS i wykonać wyrok sądu. To byłby bardzo dobry początek i pokazanie, że Sejm szanuje prawo - skomentowała wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa Błońska.
Ani w sprawie list, ani swoich współpracowników, marszałek Elżbieta Witek na razie się nie wypowiedziała.
Autor: Paulina Chacińska / Źródło: Fakty w Południe TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24