Wolontariusze uratowali ponad tysiąc psów ze schroniska w Radysach. Gdy policja weszła do jednego z największych w Polsce prywatnych schronisk, potwierdziły się szokujące informacje. Już niedługo czworonogi będzie można adoptować, przyjąć do domów i odmienić ich życie.
Psy nie dowierzają, że ludzie mogą zrobić tyle dobrego. Sami ludzie nie dowierzają, że jest ich tu aż tylu. - Śpimy pod namiotami, czasami pod gołym niebem i w samochodach. - Takiego spontanu od 15 lat, jak działam w "Pogotowiu dla zwierząt", nie widziałem - mówi Grzegorz Bielawski ze stowarzyszenia "Pogotowie dla zwierząt".
Uratowano ponad tysiąc psów
Czterystu wolontariuszy z całego kraju zjechało do Radys na Mazurach. Karmią, sprzątają i głaszczą. Bo tego wszystkiego przebywające tu psy dotąd nie miały.
- Dla mnie Radysy to był obóz koncentracyjny dla psów, tak to wygląda - mówi Bartosz Żukowski, aktor, wolontariusz Fundacji "Mikropsy".
W połowie czerwca czterech prokuratorów, czterdziestu policjantów i kilkudziesięciu aktywistów weszło do tego, jednego z największych w Polsce prywatnych schronisk. Akcję szykowali w tajemnicy od dawna, bo od dawna źle się tu działo.
- Tylko przez kilka miesięcy 2020 roku wyjechało stąd 3,5 tony martwych zwierząt - mówi Grzegorz Bielawski ze Stowarzyszenia "Pogotowie dla zwierząt".
W największej akcji w historii polskich organizacji prozwierzęcych udało się uratować ponad tysiąc psów.
Wzór na przyszłość
Olsztyńska prokuratura sprawdza, dlaczego w schronisku nie interweniowała inspekcja weterynaryjna. W areszcie jest już właściciel schroniska i jego syn, którzy od ponad stu gmin brali na utrzymanie zwierząt miliony złotych.
Jak mówił 19 czerwca Krzysztof Stodolny z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie, mężczyzna znęcał się ze szczególnym okrucieństwem nad zwierzętami nie lecząc ich, nie zapewniając właściwych warunków bytowych.
Organizacje prozwierzęce mówią, że ta akcja to wzór na przyszłość. - Nie pamiętam sytuacji, żeby organy ścigania tak współpracowały z organizacjami, jak to miało miejsce w Radysach. Ta akcja była tak doskonale skoordynowana i zorganizowana, że dzięki temu my tam teraz możemy być i wydawać te psy - mówi Katarzyna Śliwa-Łobacz z fundacji na rzecz ochrony zwierząt "Mondo Cane".
"Radysiaki" czekają na dom
Psy są nie byle jakie. Działacze organizacji mówią o nich: "radysiaki". Teraz zwierzęta szukają domów. Na pomoc ruszyły schroniska z całej Polski.
- Bardzo się cieszymy, że psy, które przeszły ogrom cierpienia, z tego piekła mają możliwość zacząć nowe życie - mówi Jarosław Florek ze schroniska "Ciapkowo" w Gdyni. Każdego dnia "radysiaki" rozjeżdżają się więc po kraju.
Teraz rękę wyciągają do nich specjaliści. - Są bardzo zarobaczone, mają dużo pcheł - opowiada Aleksandra Cukier ze schroniska dla bezdomnych zwierząt we Wrocławiu. - Trzeba je wyleczyć, zaszczepić i nauczyć nawet tego, jak chodzić na smyczy. Bo wcześniej świat oglądały tylko zza krat - dodaje.
Magdalena Migdał ze schroniska dla bezdomnych zwierząt "Na Paluchu" w Warszawie opowiada, że na miejscu, w Radysach niektóre ze zwierząt szczerzyły się na ludzi ze strachu. - Tutaj już do nas normalnie podchodzą - mówi.
Jeszcze tylko kwarantanna i ponad tysiąc "radysiaków" po przejściach będzie do wzięcia.
- W pewnym momencie te zwierzęta się przekonują, że człowiek jest fajny, człowiek fajnie drapie po brzuchu i człowiek też potrafi kochać, a nie tylko niszczyć - zachęca Magdalena Kordas z Fundacji "Mikropsy".
Autor: Katarzyna Górniak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24