Zaczyna się od dramatycznej diagnozy o chorobie dziecka, później jest długie leczenie, wyczerpujące operacje i terapie. Rodziny doświadczone takimi dramatami potrzebują pomocy. Bo chorują wszyscy - psychicznie i emocjonalnie. Nie każdy wytrzyma takie poświęcenie.
Gdy Szymon Łąk walczył z nowotworem, jego matka zostawiła cały dom, wszystkie dotychczasowe obowiązki i zajęła się tylko nim. Musiała, co oczywiste, wspierać go w szpitalu. - W domu została córka, która chodziła wtedy do pierwszej klasy liceum i nasze życie wywróciło się całkowicie do góry nogami. Dlatego, że nie jest to łatwe nie być w domu cztery miesiące, zostawić tutaj drugie dziecko - opowiada Elżbieta Łąk, mama Szymona.
Czas próby rodzina Szymona przetrwała, podobnie jak przed wielu laty podobną próbę przetrwała rodzina pani Anny, która zmagała się z nowotworem złośliwy prawego oczodołu.
- Z dzieciństwa pamiętam bardzo wiele takich nocy, gdzie mój tato spał przy moim łóżku na krześle, a rano mył się i szedł do pracy po to, aby chwilę potem do mnie wrócić i dalej mi towarzyszyć. Razem z moją mamą oczywiście - wspomina Anna Apel, prezes Fundacji "Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową". Dziś Anna Apel pomaga innym rodzicom przetrwać ich chorowanie z dzieckiem. Bo kiedy dziecko choruje na raka, choruje z nim cała jego rodzina - psychicznie, emocjonalnie i nie tylko.
- Jeżeli rodzic nie zadba o siebie, jeżeli będzie głodny, niewyspany, to nie będzie miał siły zadbać o dziecko i zdarza się tak, że rodzic po nas dzwoni. My wtedy jesteśmy przy nim, odpowiadamy na jego potrzeby - wyjaśnia Anna Marciniak, psycholog z Fundacji "Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową".
Problemy systemowe
Jednak w wielu częściach kraju pomoc psychologiczna dla rodzin chorych dzieci po prostu nie istnieje. - W moim odczuciu te potrzeby nie są zaspokajane w stopniu dostatecznym i nie do końca te standardy są wszędzie wypełniane. Ja mam tego świadomość - ocenia profesor Bernadetta Izydorczyk, konsultantka krajowa w dziedzinie psychologii klinicznej.
Brakuje nie tylko psychologów w szpitalach, ale i zwykłej empatii poza szpitalami. Przykład? W Jeleniej Górze komisja do spraw orzekania o niepełnosprawności miała przyznać świadczenie finansowe matce Małgosi, ponieważ ta - opiekując się w szpitalu przez wiele miesięcy chorą nastolatką - musiała zrezygnować z pracy. Komisja zażądała, żeby chore dziecko stawiło się przed komisją osobiście, ale chore dziecko było w szpitalu. Pismo z prośbą o pomoc trafiło więc do kosza. - Niestety, zostało oddalone, ponieważ nieobecność Gosi była ewidentna, pomimo zaświadczeń od lekarzy, że nie może się stawić, bo jest w trakcie leczenia. Taka grupa nie została Gosi przyznana - mówi Joanna Kocniowska, mama Małgorzaty.
Matka zawnioskowała o zwołanie drugiej komisji, która wreszcie pozytywnie rozpatrzyła wniosek.
W walce o dziecko i o siebie nie można się poddawać - podsumowuje Agnieszka Bilska, mama Sylwii, która wyzdrowiała z raka. - Chciałam powiedzieć, żeby wierzyć, bo wiara jest bardzo ważna i 50 procent sukcesu to jest nasza psychika - mówi.
Autor: Marek Nowicki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN