Wszystkie mają dwie lub trzy specjalizacje, wojskowy stopień plutonowego, a na kamizelkach noszą odznaki z misji zagranicznych. Skaczą ze spadochronem nawet z sześciu tysięcy metrów. Mowa o psich komandosach.
Plutonowy Eto zaczyna kolejny dzień służby. To owczarek belgijski - formalnie podoficer Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca. Wszystkie służące tam psy mają stopnie wojskowe.
- Cały drży, już wie, że będzie pracował - mówi "Domel", przewodnik psa z Jednostki Wojskowej Komandosów. Eto pracuje zawsze na 100 procent swoich możliwości.
Jakie mają zadania?
Eto błyskawicznie odnajduje podejrzaną substancję. Rozróżnia zapach kilkunastu materiałów wybuchowych. Psy z Lublińca znajdowały także narkotyki, choć nigdy nie były do tego szkolone.
- Rozróżniają środowisko. Jeżeli tutaj wszystko pachnie tak samo, a nagle jest jakaś chemia, więc nasze psy też wskazują to miejsce na zasadzie: "szefie, coś tutaj jest" - wyjaśnia "Domel".
To tylko ułamek ich możliwości. - Mają trzy funkcje: potrafią tropić, znajdować materiały wybuchowe i gryźć - wymienia "Domel".
W czasie szkolenia z przeszukiwania budynku pozorant sięga bo broń. Pada komenda i Eto wkracza do akcji. Czy silny mężczyzna o wadze 100 kilogramów dałby sobie radę z takim psem? - Bez kostiumu? Nie ma możliwości - odpowiada "Domel".
Skaczą nawet ze spadochronem z bardzo dużych wysokości
Psy trenują tak, jak walczą. W tandemie z przewodnikiem skaczą nawet ze spadochronem. Jako jedne z nielicznych psów na świecie z bardzo dużych wysokości.
- Zaczęliśmy przygotowywać psy do skoku na tlenie, czyli powyżej czterech tysięcy metrów. No i nam się udało. Wypracowaliśmy procedury, zrobiliśmy maskę tlenową - relacjonuje "Domel".
Przewodnicy są ze swoimi psami 24 godziny na dobę. - Nawiązuje się taka więź między psem a człowiekiem, że my sobie nie wyobrażamy już normalnego funkcjonowania bez tego psa - przyznaje "Domel".
Wspierają polskich żołnierzy za granicą
Psy trafiają do jednostki w wieku dwóch lat, by spędzić tam kolejnych pięć. Na emeryturze zostają ze swoim przewodnikiem. Jak Faro.
- Zapracował bardzo ciężko, bardzo fizycznie, chociażby tym, iż był dwa razy w Afganistanie, wspierał chłopaków - opowiada Robert Kopyto, były operator Jednostki Wojskowej Komandosów.
Psy pojawiły się w Lublińcu po tym, jak w sierpniu 2013 roku w Afganistanie poległ Miron - żołnierz jednostki. Wszedł do zaminowanego budynku.
- Doszliśmy do wniosku, że pies jest bardzo przydatny i pomocny, i może ocalić życie - mówi "Domel". Pies robi to bez namysłu, poświęcając własne.
Przypomina zwykłego domowego pupila, ale pozory mogą mylić, bo w rękach komandosów z Lublińca bojowe psy stają się bronią równie skuteczną jak karabin, choć dla nich są przede wszystkim towarzyszami broni.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24