Po ostatnich atakach na kierowców autobusów miejskich - prezesi zakładów komunikacji miejskiej z Jeleniej Góry, Wrocławia i Bielska-Białej chcą zmiany przepisów. Apelują do ministra sprawiedliwości, żeby kierowcy, motorniczowie i kontrolerzy mieli status funkcjonariusza publicznego. Wtedy za napaść na kierowcę groziłaby surowsza kara.
Jelenia Góra, Wrocław, Bielsko-Biała - ostatnio to w tych trzech miastach kierowcy autobusów miejskich musieli bronić się przed agresywnymi pasażerami. Dlatego stąd płynie apel do ministra sprawiedliwości. - Zacznijmy walczyć z bandytyzmem w komunikacji miejskiej, bo to zdarzenie jest coraz częstsze. Czy ktoś musi zginąć, żeby podjął pan jakąkolwiek reakcję? - pyta Krzysztof Balawejder, prezes MPK Wrocław.
- Nie wiem, co się musi wydarzyć, jaka tragedia, żeby gdzieś ktoś w końcu na górze w odpowiedni sposób, systemowo, zareagował, żeby objąć ochroną właśnie kierowców. Przede wszystkim kierowców, bo oni są najbardziej na to narażeni - mówi Agata Buśko, prezes zarządu MZK w Jeleniej Górze.
Prezesie trzech spółek odpowiedzialni za transport zbiorowy chcą, żeby kierowcy, motorniczowie i kontrolerzy mieli taką ochronę prawną jak funkcjonariusze publiczni. - Taki status zapewniłby im poczucie bezpieczeństwa - tłumaczy Hubert Maślanka, prezes MPK w Bielsku-Białej.
Przez niebezpieczne sytuacje pracownicy to poczucie bezpieczeństwa tracą. - Te akty przemocy, czy to fizycznej, czy słownej, coraz częściej się zdarzają - dodaje Hubert Maślanka.
W sierpniu w Jeleniej Górze 21-letni pasażer wpadł w furię. Bił, kopał i siłą wyciągnął kierowcę z kabiny. - Zdarzają się osoby niebezpieczne w autobusach, ale z takim przypadkiem takiej agresji nigdy się nie spotkałem - powiedział pobity kierowca.
Coraz niebezpieczniej
Sytuacji, w których kierowcy muszą się bronić przed agresją, jest więcej. - Często kierowcy obarczani są winą za to, że autobus przyjedzie później, bądź autobus jest przepełniony. To są sytuacje, na które nasi pracownicy nie mają absolutnie żadnego wpływu - wyjaśnia Janusz Marczak, prezes MZK w Ostrowie Wielkopolskim.
Pracownicy komunikacji miejskiej coraz częściej spotykają się też z aktami wandalizmu. - Wówczas kierowcy także są tymi, którzy niejako na pierwszej linii frontu działają poprzez interwencję - mówi Hubert Maślanka.
We Wrocławiu taka interwencja dla 64-letniego kierowcy zakończyła się w szpitalu. Został pobity przez 44-letniego mężczyznę. - Połamane cztery żebra, liczne krwiaki, jest naprawdę bardzo obolały. Martwimy się o niego, bo jeszcze w tym roku miał operację o charakterze kardiologicznym - wyjaśnia Krzysztof Balawejder, prezes MPK Wrocław.
Wszystko rozegrało się na przystanku autobusowym w piątek. - Mężczyzna bez powodu zaczął uderzać, bić i kopać człowieka, który tak naprawdę zwrócił mu tylko i wyłącznie uwagę za to, że on zaczął uderzać w szybę pojazdu - relacjonuje podkom. Wojciech Jabłoński z KMP we Wrocławiu.
- Kierowca nie mógł nie zareagować na tę sytuację. Wysiadł z autobusu, wdał się w rozmowę z tym człowiekiem, który po chwili go zaatakował - dodaje Krzysztof Balawejder.
Potrzebne są działania
Gdyby kierowca był traktowany tak samo jak policjant czy ratownik medyczny, za jego pobicie groziłaby surowsza kara. Nawet do 10 lat więzienia. Agresorom z Wrocławia czy Jeleniej Góry grozi co najwyżej pięć lat. - W momencie, kiedy społeczeństwo byłoby wyedukowane i do nich dotarłaby ta świadomość, że kierowca jest funkcjonariuszem publicznym, to zapewne co niektóre temperamenty by to studziło - mówi Hubert Maślanka.
Pismo w tej sprawie do ministra sprawiedliwości zostało wysłane ponad dwa tygodnie temu. To nie pierwszy taki apel. - Liczymy na to, że ministerstwo tym razem przychyli się pozytywnie do postulatu. Nie tylko tych trzech operatorów, ale całego środowiska komunikacji zbiorowej w Polsce - dodaje Hubert Maślanka.
Autor: Marta Kolbus / Źródło: Fakty po południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24