12-letni chłopiec wraz z braćmi i mamą uratował zmarzniętego i zagubionego psa w Lęborku. Pies leżał w rowie z wodą w zimny, deszczowy dzień. Członkowie rodziny przywieźli dla niego koc i karmę. Wyciągnęli z rowu, zawieźli do weterynarza i odszukali właściciela.
Charlie, pies rodziny 12-letniego Olka, podczas czwartkowego spaceru wzdłuż rowu niedaleko ich domu w Lęborku wywęszył lub zobaczył w rowie innego pieska.
- Zaczął się dziwnie zachowywać, schodzić coraz niżej, po chwili zaczął szczekać i bardzo mocno mnie przy tym ciągnął - opowiada 12-letni Aleksander Mras.
Chłopiec przyznaje, że w trakcie marszu w jedną stronę zignorował zachowanie pupila, ale w drodze powrotnej powtórzyło się ono dokładnie w tym samym miejscu.
- Gdy podszedłem bliżej rowu, nie zauważyłem nic, dopiero gdy zszedłem naprawdę niżej, zobaczyłem taką małą główkę, i właśnie to była główka pieska. Całe jego ciało było pod wodą i wystawała tylko główka - mówi Aleksander Mras.
Szybka akcja ratunkowa
12-latek nie marnował czasu, od razu pobiegł po posiłki. Rodzina była akurat w środku porannego zamieszania.
- Przybiegł z informacją, że znalazł pieska w rowie. Nie zastanawialiśmy się, tylko cała ekipa została szybko zebrana i przyjechaliśmy na miejsce - mówi Monika Janusz-Mras, mama Olka. Jej trzech synów brało udział w akcji.
- Zapamiętałem to, że piesek wpadł do rowu - mówi najmłodszy chłopiec Adam Mras. - On to tak przeżywał, że ten piesek się trzęsie, że piszczy, i popłakał się prawie, i w tym czasie właśnie mój starszy brat Dawid pilnował pieska, a ja szybko pobiegłem do domu po trochę suchej karmy i kocyk - wspomina Aleksander Mras.
To właśnie najstarszy syn Dawid wyciągnął psa z rowu. - Jego całe ciało było tak zmarznięte, zdrętwiało wręcz od tego zimna, że po prostu w ogóle nie współpracowało. W ogóle (Dawid - przyp. red.) bał się, że mu coś zrobi - mówi Aleksander Mras.
- Tak jak człowiek, który wpadnie do wody, długo nie wytrzyma. Ta sierść wcale tu nie pomaga, bo ona namaka i wychłodzenie organizmu następuje bardzo szybko - mówi Agnieszka Janerek, behawiorystka zwierząt.
- Być może sylwester, Nowy Rok, wystrzały, to wszystko spowodowało, że pies się wystraszył i wpadł do rowu - przypuszcza Monika Janusz-Mras.
Charlie został nagrodzony
Po wyciągnięciu z rowu piesek nie chciał jeść. Miał obrożę, trafił do lecznicy weterynaryjnej. Jego właściciela udało się odnaleźć po opublikowaniu zdjęć w mediach społecznościowych.
- Bym tego pieska na pewno nie znalazł, gdyby nie Charlie, także to też jego tutaj zasługa - wskazuje Aleksander Mras. Słowa uznania płyną, co oczywiste, także w stronę Olka, ale nie tylko.
- Pięknie i rozsądnie na dodatek zachował się, wołając na pomoc osobę dorosłą, której reakcja również zasługuje na pełny podziw i pochwałę z naszej strony. Jest taka, jak trzeba było się w tej sytuacji zachować - wskazuje dr Anna Piotrowska, psycholożka.
Zachowanie chłopców ich mamę napawa dumą. - Czy to był pies, czy jakiekolwiek inne zwierzę, czy chodziłoby o sytuację pomocy drugiej osobie, dziecku, starszej osobie, myślę, że chłopcy zachowaliby się tak samo, na pewno przybiegliby z pomocą - mówi Monika Janusz-Mras.
Gdy emocje już opadły, labrador Charlie został nagrodzony ekstra smaczkami. Być może uratowanie psa wpłynie też na przyszłość Olka.
- Wydaje mi się, że mógłbym być weterynarzem czy strażakiem miejskim, żebym właśnie pomagał zwierzakom - mówi Aleksander Mras.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Monika Janusz-Mras/Archiwum prywatne