- Ukraina powinna mieć prawo atakować cele w Rosji, które wykorzystywane są do atakowania Ukrainy - stwierdził prezydent Francji. Podobnego zdania jest kanclerz Niemiec. Jednak w tej sprawie na Zachodzie nie ma jednomyślności. Przeciwko są choćby Amerykanie. Istnieje obawa, że taka zgoda dla Kijowa mogłaby grozić eskalacją, rozlaniem się konfliktu poza Ukrainę. Właśnie tym straszy Moskwa.
Przez długi czas Niemcy stawiały Ukrainie warunek: dostarczymy wam broń, jeśli nie będzie ona używana do ataków na cele leżące w Rosji. Teraz kanclerz Olaf Scholz łagodzi stanowisko. Razem z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem zgodnie mówią: zachodnia broń może niszczyć rozmieszczone w Rosji wyrzutnie rakiet, jeśli wystrzeliwane z nich pociski uderzają w ukraińskie miasta.
- Ukraina została zaatakowana i ma prawo się bronić. Dziwię się, gdy niektórzy twierdzą, że nie należy pozwalać jej na obronę i używanie środków, które się do niej nadają - mówi Olaf Scholz. - Jak mamy wyjaśnić Ukraińcom, że będziemy chronić ich miasta, w tym również Charków, jeśli powiemy im jednocześnie, że nie wolno im atakować miejsc, z których wystrzeliwane są rakiety. Mówimy im: "dostarczamy wam broń, ale nie możecie się bronić" - przekonuje prezydent Francji.
Obaj przywódcy precyzują, że Ukraina nadal powinna powstrzymywać się od atakowania zachodnią bronią innych celów na rosyjskim terytorium, ale w tej kwestii już rysuje się na Zachodzie wyraźna linia podziału. O zezwolenie Ukrainie na atakowanie celów w głębi Rosji apelują szef unijnej dyplomacji Josep Borrell i szef NATO Jens Stoltenberg. Nie zgadzają się na to między innymi Włochy i Stany Zjednoczone.
- Na tę chwilę nie ma żadnych zmian w naszej polityce. Nie zachęcamy ani nie zezwalamy na użycie dostarczonej przez nas broni do ataków na terytorium Rosji - przekazał rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby.
We wtorek Władimir Putin stwierdził, że "Zachód igra z ogniem", bo ataki z użyciem zachodniej broni na cele położone w Rosji rzekomo grożą wybuchem globalnego konfliktu.
Węgry przeciwko pomaganiu Ukrainie
Równolegle europejscy sojusznicy Putina nadal próbują torpedować dostawy broni dla Kijowa. Podczas poniedziałkowego spotkania ministrów spraw zagranicznych państw unijnych pod ostrzałem miał znaleźć się szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto, blokujący wsparcie dla Ukrainy finansowane z Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju. Wspólny front przeciwko Węgrom mieli stworzyć szefowie dyplomacji Polski, Niemiec, Estonii i Litwy.
- Musimy być transparentni w kwestii postępowania Węgier. Przyjrzeliśmy się mu, sprawa po sprawie. Okazało się, że 41 procent unijnych rezolucji w sprawie Ukrainy został zablokowanych przez Węgry - podkreśla Gabrielius Landsbergis, minister spraw zagranicznych Litwy.
W komentarzu redakcyjnym niemiecka gazeta "Frankfurter Allgemeine Zeitung" o Węgrzech i ich premierze napisała: "Orban zachowuje się w Brukseli jak rosyjski agent. Nie da się już w pełni wyjaśnić tej ciągłej obstrukcji motywami wewnątrzpolitycznymi, widać tu pewien światopogląd. Orban dokonał wyboru pomiędzy napadniętą demokracją, która na pewno nie jest bez skazy, ale jest zorientowana na Europę a agresywną, imperialistyczną autokracją".
Węgierskie władze raczej nie przejęły się tą krytyką. Prawa ręka Orbana, Peter Szijjarto, pojawił się w Mińsku. Ogłosił przyjęcie węgiersko-białoruskiej umowy o współpracy w zakresie energii jądrowej. Wyraził też oburzenie, kiedy został zapytany o możliwość szkolenia ukraińskich oddziałów przez żołnierzy z krajów NATO. - Jestem zniesmaczony oświadczeniami, które mówią, że kraje Unii i NATO miałyby wysłać żołnierzy do Ukrainy - powiedział szef węgierskiej dyplomacji.
Ta wizyta po raz kolejny każe głośno pytać, dlaczego ktokolwiek w Europie Zachodniej, w tym w Polsce, chce jeszcze współpracować z rządem w Budapeszcie.
Rosja mogła zyskać wpływ na całą scenę polityczną Austrii
Według brukselskiego "Politico" macki Kremla w Europie Środkowej sięgają też do sąsiada Węgier - Austrii. Portal opublikował obszerny tekst, z którego wynika, że Rosja mogła zyskać wpływ na całą scenę polityczną tego kraju, infiltrując sześć lat temu austriacki kontrwywiad. Ważnym narzędziem w rękach Kremla była skrajnie prawicowa, prorosyjska Wolnościowa Partia Austrii - obecnie numer jeden w sondażach.
- Wiemy, że Rosja dosyć szczodrze rozdawała pieniądze na wsparcie dla różnego rodzaju politycznych formacji ultraprawicowych, od Marine Le Pen zaczynając. (...) Tak naprawdę to oni mają długi na Kremlu i muszą wykonywać polecenia, żeby te długi nie były windykowane - wskazuje Piotr Niemczyk, były dyrektor Biura Analiz i Informacji Urzędu Ochrony Państwa.
W głośnym śledztwie dotyczącym rosyjskich wpływów i korupcji w europarlamencie policja przeszukała w środę biura w Brukseli i Strasburgu. Nieoficjalnie chodzi o kilku pracowników Maximilliana Kraha, polityka AfD. Kilka tygodni temu jeden z jego asystentów został już oskarżony o szpiegostwo na rzecz Chin.
ZOBACZ TEŻ: W AfD i w jej otoczeniu są agenci Rosji i Chin. Oskarżenia się mnożą. "Nasi ludzie są bombardowani"
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/CLEMENS BILAN