Pierwsze tygodnie wakacji psuje je drożyzna. Wielu Polaków skraca wyjazdy, szuka tańszych miejsc albo zostaje w domach. Tłok na plażach i w restauracjach jest mniejszy niż zwykle. Do Polski przyjeżdża też mniej gości z zagranicy.
Nie takich wakacji spodziewali się hotelarze i restauratorzy. Początek sezonu rozczarował - nie tylko z powodu pogody.
Zagranicznych turystów jest jak na lekarstwo, bo dla nich Polska jest za blisko Rosji i zaatakowanej przez Władimira Putina Ukrainy. Turysta krajowy ma znacznie mniej w portfelu, więc jeśli w ogóle gdzieś się wybiera, to na krótko, bo drożyzna.
- Jeżeli mamy inflację w granicach 15 procent to mniej więcej w takim samym stopniu, czyli też o 15 procent odczuliśmy spadek obłożenia - mówi Robert Werewski z hotelu "Zakopane" w Zakopanem.
- Jeśli chodzi o pobyty długoterminowe takie jak dwutygodniowe, to w tym roku zauważalne jest, że Polacy jednak skracają do pobytów 10-dniowych i 7-dniowych - dodaje Adam Latek z Polskiej Izby Hotelarzy.
Rezerwacje z wielomiesięcznym wyprzedzeniem to też historia. Turysta sprawdza, liczy i decyduje się w ostatnim momencie. Cena jest najważniejsza.
W czterogwiazdkowym hotelu nad Bałtykiem dziś za jedną noc dwie osoby dorosłe z dwójką dzieci zapłacą około 1400 złotych - w cenie śniadanie i obiadokolacja.
- Ten weekend zapełnił nam się przedwczoraj, więc goście rezerwują na ostatnią chwilę, może liczą na to, że będzie jakiś last (minute - przyp. red) - mówi Michał Frątczak z hotelu Tristan" w Kątach Rybackich.
"Lastów" brak to i turystów mniej - także w restauracjach. Jak mówi współwłaściciel restauracji w Gdańsku, o 30-40 procent wzrosły ceny mięsa, ryb czy oleju, więc i cena w karcie też musiała ulec zmianie.
- To, co się dzieje z cenami, to przechodzi ludzkie pojęcie i to jest największy czynnik tego, że ruchu jest dużo, dużo mniej - uważa Paweł Czerepacha z restauracji "Restauracja nad Potokiem" w Gdańsku.
Prezes PiS o inflacji
Prezes PiS Jarosław Kaczyński w piątek usiłował tłumaczyć, skąd wzięła się inflacja. - W mniej więcej w jednej czwartej to jest COVID-19 i to są tarcze antycovidowe - mówił polityk.
Jednak, gdy tarcze wpływały na rynek i wielu ekonomistów ostrzegało przed skutkami, prezes Narodowego Banku Polskiego mówił, że "nie grozi nam inflacja, grozi nam zbyt niska inflacja".
Teraz prezes Glapiński, kiedy przypomni mu się o jego prognozach, mówi o ataku. - Cytowanie moich wypowiedzi z tamtego okresu jest nie tylko demagogiczne, jest jakby całkowicie wyrwanym z kontekstów złośliwym atakiem - dodaje.
W piątek prezes Kaczyński mówi też o "impulsie inflacyjnym". - 200 miliardów złotych dało państwo na te programy (rządowe - przyp. red.) no i oczywiście, jak takie sumy wpływają na rynek, tak jakby znikąd, z niczego, to oczywiście jest pewien impuls inflacyjny - przekonywał.
Impuls uderza w każdego z nas, a że turystyka i wypoczynek to nie są dobra pierwszej potrzeby - zaczynamy z nich rezygnować.
- Polaków zaczyna być nie nie stać na to by wypocząć, nas nie stać na to, żeby skorzystanie z wielu atrakcji. Już w tej chwili widzimy, że każdy klient ogląda tę złotówkę po kilka razy - podkreśla Agata Wojtowicz z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej.
Autor: Paweł Płuska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24