Udar mózgu, obrzęk płuc, agonia - to za mało, żeby dostać się na szpitalne łóżko. Karetki godzinami krążą między placówkami albo stoją na podjazdach szpitalnych oddziałów ratunkowych. Dowodem na to są kolejne dramatyczne nagrania, do których dotarł portal tvn24.pl
Epidemia w Polsce doszła właśnie do punktu, w którym do zapchanego szpitala przepustką nie jest już nawet słowo "agonia".
Portal tvn24.pl opublikował w poniedziałek kolejne fragmenty nagrań rozmów pomiędzy załogami karetek a pracownikami szpitali. Z zapisów rozmów wynika, że w szpitalach brakuje miejsc także dla chorych z zagrożeniem życia.
Na pierwszym opublikowanym nagraniu słychać, jak ratownik we Wrocławiu w rozmowie z dyżurną szpitalnego oddziału ratunkowego w szpitalu wojskowym od razu zaznacza, że nie chce słuchać o braku miejsc.
"Jedziemy do Was z pacjentem z ulicy Wyścigowej. Mężczyzna lat 98. Obrzęk płuc, prawdopodobnie agonia. Saturacja wyjściowa 59, czas dojazdu trzy minuty. Jeżeli macie problem z brakiem miejsc, to od razu do dyspozytora" - mówi przez radio ratownik.
Wyraźnie zdenerwowana pracowniczka szpitala wojskowego informuje ratowników, że szpital zgłaszał brak wolnych miejsc. "Jaki jest numer do dyspozytora, bo zgłaszaliśmy brak miejsc od rana" - słyszymy na nagraniu.
Pacjent z objawami przedstawionymi przez ratownika wymaga pomocy wykwalifikowanego personelu i specjalistycznego sprzętu. Potocznie lekarze nazywają to "łóżkiem". Jednak łóżek brakuje też dosłownie jako mebli.
"Jesteśmy świadkami takich sytuacji od kilku tygodni"
W kolejnej rozmowie, do której dotarł portal tvn24.pl, załoga wrocławskiej karetki usłyszała, że jeden z SOR-ów jest tak przepełniony, że pacjenta z objawami udaru do badania tomografem nie ma na czym położyć.
"To chcecie, żebyśmy na waszych noszach robili tomograf? Bo go nie przełożymy. Nie mamy gdzie" - mówi dyżurny SOR-u.
"Słuchaj, nie pojadę gdzie indziej, bo jesteście najbliższym szpitalem" - odpowiada mu ratownik.
W dalszej części rozmowy dyżurny SOR-u wciąż przekonuje że "nie ma miejsca". Ostatecznie załoga karetki "pożyczyła" swoje nosze i pacjent został zbadany.
Dyrektora Szpitalnego Oddziału Ratunkowego Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. Jana Mikulicza-Radeckiego we Wrocławiu taka sytuacja już nawet nie dziwi.
- My jesteśmy świadkami takich sytuacji od kilku tygodni. Cały czas to monitorujemy i zgłaszamy do właściwych urzędów odpowiedzialnych za politykę zdrowotną - mówi doktor Janusz Sokołowski.
Rozwiązania resortu zdrowia
Politycy odpowiedzialni za politykę zdrowotną proponują dalsze przekształcanie zwykłych w szpitali w "covidowe", co dla pacjentów z innymi obawami niż zakażenie koronawirusem oznacza likwidację łóżek.
- Jeżeli są w regionie koło siebie blisko dwa szpitale powiatowe, to jeden z nich będzie przejmował ruch pacjentów niecovidowych z obu powiatów, natomiast drugi będzie zajmował się pacjentami covidowymi - przekazał w poniedziałek minister zdrowia Adam Niedzielski.
Przekształceniu ma ulec łącznie blisko 15 tysięcy łóżek. Dziesięć tysięcy w szpitalach powiatowych, trzy tysiące na oddziałach chorób wewnętrznych szpitali wojewódzkich oraz około tysiąca w szpitalach prywatnych, które od teraz mają się włączyć w walkę z epidemią.
- To nie jest najgorsze, żeby mniejsze szpitale zajmowały się COVID-19 tyle tylko, żeby nam dali ludzi i sprzęt - podkreśla Jarosław Białk ze Starostwa Powiatowego w Pucku.
Szpitale apelują do wolontariuszy
Szpital w Pucku w piątek dowiedział się, że na poniedziałek ma mieć przygotowanych 69 łóżek covidowych. Władze placówki z trudem przygotowali jedną trzecią łóżek, bo nie ma ani personelu, ani leków.
- Ilość tych odpowiednich antybiotyków, odpowiednich leków jest bardzo ograniczona. Nie było żadnych szans, aby taką ilość łóżek przeznaczyć dla pacjentów z COVID-19 - tłumaczy Jarosław Białk.
Do opieki nad osobami zakażonymi potrzebna jest każda para rąk. Nawet rąk ochotników.
Szpitale w Suchej Beskidzkiej i w Gorzowie szukają wolontariuszy do pomocy.
- Pacjenci covidowi wymagają choćby pomocy w przekładaniu z boku na bok, w oklepywaniu - mówi Monika Wróblewska-Polak ze Szpitala Rejonowego im. dr. Jana Gawlika w Suchej Beskidzkiej.
Do pracy w szpitalu w Suchej Beskidzkiej zgłosiło się już kilkudziesięcioro chętnych.
Autor: Katarzyna Górniak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24