Zmarł ratownik medyczny z Radomia, który przegrał walkę z COVID-19. To trzeci pracownik ochrony zdrowia w regionie, który zmarł po tym, jak został zakażony koronawirusem SARS-CoV-2. Ratownicy medyczni mówią o trudnej sytuacji, w której się znaleźli.
NFZ prowadzi całodobową infolinię (800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Koronawirus SARS-CoV-2: objawy, statystyki, jak rozprzestrzenia się epidemia - czytaj raport specjalny tvn24.pl
Miał 59 lat. Był kierowcą karetki i doświadczonym ratownikiem medycznym w radomskim pogotowiu. Ostatni raz na dyżurze był w połowie kwietnia. Mężczyzna był leczony w dwóch szpitalach. Kiedy jego stan zdrowia zaczął się pogarszać, został przewieziony z Radomia do Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie. Tam został podłączony do respiratora. Był w grupie ryzyka, miał choroby współistniejące.
- Generalnie stan pacjenta w takcie całego leczenia uległ na tyle poprawie, że zaczęliśmy rozważać nawet możliwość odstawienia respiratora. Ta sytuacja krytyczna, nagłe zatrzymanie krążenia, zupełnie nas zaskoczyło i było nieprzewidywalne - twierdzi Rafał Wójtowicz, kierownik kliniki. - To była kwestia minut, nawet nie można mówić o godzinach. Jego stan uległ gwałtownemu pogorszeniu. Doszło po prostu do zatrzymania krążenia i konieczności reanimacji - dodaje.
Prezydent Radomia zadeklarował udzielenie wsparcia rodzinie zmarłego ratownika.
- W poniedziałek zastanowimy się, przeanalizujemy tak, żeby ta pomoc była jak najlepsza, jak najszersza, jak najbardziej wartościowa i taka, która pomoże przetrwać ten trudny czas rodzinie - mówi prezydent Radomia Radosław Witkowski.
To trzeci pracownik ochrony zdrowia w regionie radomskim, który zmarł w wyniku zakażenia koronawirusem. Kilka tygodni wcześniej walkę z chorobą przegrali fizjoterapeuta z Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu i pielęgniarka z oddziału zakaźnego szpitala w Kozienicach.
"Na dyżury przyjeżdżam z dodatkową torbą"
Na skraju wyczerpania jest wielu pracowników ochrony zdrowia. W kwietniu stanowili oni aż 17 procent zakażonych nowym koronawirusem.
Ernest Kowalski - ratownik medyczny ze Szczecina - twierdzi, że teraz ich praca jest jeszcze bardziej stresująca. - Na dyżury przyjeżdżam z dodatkową torbą, w której mam rzeczy osobiste, i jestem teoretycznie przygotowany na to, że mogę nie wrócić do domu po zakończonym dyżurze - tłumaczy.
Już raz taką sytuację pan Ernest przeżył. W izolacji czekał 13 godzin na wynik testu, bo ratował pacjenta z podejrzeniem zakażenia koronawirusem. - Zaciskamy zęby i dalej, pomimo wszystko, robimy swoje. Taka jest medycyna, że po prostu nawet kiedy tej nadziei brakuje, to mimo wszystko dążymy do tego, żeby dać z siebie 200 procent - wspomina.
Przychodząc do pracy, pan Ernest ma jeszcze więcej obaw. - Tego sprzętu są wyliczone ilości. Dzisiaj ten sprzęt mam, ale jutro, przychodząc na dyżur, nie mam pewności, że go wystarczy - mówi.
"Coraz więcej hejtu jest w stosunku do medyków"
Strach towarzyszy ratownikom medycznym na każdym dyżurze, bo kiedy dostają zgłoszenie, nigdy nie mają pewności czy osoba, której udzielają pomocy, nic przed nimi nie ukrywa. Akcje takie jak "Nie kłam medyka", niestety, nadal nie trafiają do wszystkich.
- Dalej w codziennym życiu spotykamy się z sytuacjami, że tej świadomości brakuje, zdrowego rozsądku, zdrowego podejścia - twierdzi pan Ernest.
Pan Ernest przekonał się, jak zaledwie w ciągu półtora miesiąca pracownicy ochrony zdrowia przestali być bohaterami. - Coraz więcej hejtu jest w stosunku do medyków. (...) Już nie ma dla nas braw, już nie ma podziwu i nie ma tej chwały, a wracamy do szarej, brutalnej rzeczywistości, do niewdzięczności i do, na razie, agresji słownej - ocenia.
Dlatego dowody wdzięczności jak nigdy dodają im sił. "Laserowe serce" na Zamku Książąt Pomorskich to instalacja świetlna, która jest podziękowaniem dla pracowników ochrony zdrowia od branży teatralno-estradowej ze Szczecina.
- Wpadliśmy na taki pomysł, że miło by było wszystkim medykom, którzy nam pomagają, jak pokażemy im to wsparcie. To też przejaw lokalnego patriotyzmu, wydaje mi się - tłumaczy Dawid Karolak, kierownik działu elektroakustycznego Opery na Zamku w Szczecinie.
Autor: Marta Kolbus / Źródło: Fakty po południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24