Piątkowa ewakuacja zakażonych koronawirusem podopiecznych ze Śląskiego Centrum Opieki Długoterminowej i Rehabilitacji w Czernichowie była konieczna, ale mocno spóźniona. Ewakuacja została zorganizowana dopiero po tym, jak wykończeni opiekunowie odeszli od łóżek.
NFZ prowadzi całodobową infolinię (800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Koronawirus SARS-CoV-2: objawy, statystyki, jak rozprzestrzenia się epidemia - czytaj raport specjalny tvn24.pl
W opiece nad starszymi, chorymi i słabymi doszli do ściany - i wyszli. W nocy z czwartku na piątek pracownicy i ochotnicy opuścili Śląskie Centrum Opieki Długoterminowej i Rehabilitacji w Czernichowie, które stało się ogniskiem COVID-19. Podziękowań za kilkunastodniową misję non-stop od właścicieli prywatnego domu opieki nie było.
- Personel tej placówki nie był w stanie na chwilę obecną zapewnić bezpieczeństwa dla tych pensjonariuszy - ocenił Dawid Burzacki ze Zintegrowanej Służby Ratowniczej.
Skrajne wyczerpanie
Większość opiekunek i pielęgniarek, które od Wielkanocy w kompletnej izolacji zajmowały się chorymi, wycieńczona, odeszła od łóżek podopiecznych.
- Już jesteśmy bez sił. Spływają nam wyniki (testów na obecność koronawirusa - przyp. red.), część z nas ma dodatni, ja też. Wiem, że być może ktoś to odbierze tak, że jest to niehumanitarne, ale, jak to mówią, dobry ratownik to zdrowy ratownik i żywy ratownik - wyznała jedna z opiekunek, które odeszły. Poprosiła o zachowanie anonimowości.
W nocy do ośrodka wojewoda śląski skierował lekarkę i ratowników z pogotowia w Bielsku-Białej, którzy natychmiast wywieźli piętnaścioro zakażonych opiekunów i pensjonariuszy.
Ewakuacja na pełną skalę rozpoczęła się w piątek o świcie. W Śląskim Centrum Opieki Długoterminowej i Rehabilitacji w Czernichowie przebywało około 180 podopiecznych.
- Trwa również przewożenie, transport, 54 "dodatnich" podopiecznych do szpitali zakaźnych na terenie województwa - poinformowała Alina Kucharzewska, rzecznik prasowy wojewody śląskiego.
Dramat domu opieki zaczął się w Wielkanoc, gdy zachorował pierwszy pracownik. Ośrodek został objęty kwarantanną.
- Nie mamy kontaktu z nikim poza obsługą, która tu chodzi, która lada moment może nam przynieść bombę, która tu wybuchnie, i odjedziemy nóżkami do przodu - skomentował pan Mariusz, pensjonariusz.
Lekarze i księża
Personel skarżył się nie tylko na przemęczenie, ale też na brak środków ochrony i bałagan. - Sytuacja jest na tyle ciężka, że na tym odcinku zakażonym pracują również te dziewczyny, które pracują na odcinku czystym - zdradziła jedna z opiekunek, która poprosiła o zachowanie anonimowości.
Sytuacja pogarszała się z dnia na dzień, personel alarmował swoje rodziny. - Nie miała już sił po prostu. Doszło nawet do tego, że straciła przytomność - powiedziała o swojej mamie córka jednej z opiekunek.
W Czernichowie lekarzy jest jak na lekarstwo już od miesiąca. Właścicielka domu opieki też jest zakażona. - Gdzie są lekarze, gdzie są pielęgniarze? Tam są pielęgniarki, które mi powiedziały, że przyjdą, jak dam 150 złotych za godzinę - powiedziała Aleksandra Jeziorny, prezes centrum.
Wojewoda śląski wydał nakazy pracy lekarzom, ale oni na razie nie pojawili się w ośrodku. Tymczasem trzeba było sięgnąć po rezerwy.
- Już na teren ośrodka wchodzi siedmiu ratowników górskich plus lekarz GOPR-u - poinformowała Alina Kucharzewska. Do ośrodka mają też dojechać żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej i księża saletyni, w roli opiekunów. Około stu zdrowych pensjonariuszy - po dezynfekcji ośrodka - ma zostać w Czernichowie.
Autor: Jan Błaszkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24