1 marca we wsi Jemieliste koło Suwałk doszło do tragicznego pożaru, w którym zginęła dwójka dzieci i ich rodzice. Ocalałym z pożaru dziadkowi i trójce dzieci na pomoc ruszyła cała gmina. Zorganizowano też specjalną zbiórkę, która ma pomóc zebrać fundusze na odbudowę domu.
- Wszystko można odbudować, ale nie życie - mówi babcia, która teraz musi stać się też matką dla swoich trzech ocalałych wnuków. W tragicznym pożarze pani Teresa straciła dwójkę pozostałych wnucząt, a także syna i synową.
Z zewnątrz dom w miejscowości Jemieliste koło Suwałk wygląda na niemal nienaruszony. Dopiero wnętrze pokazuje rozmiary tragedii, która rozegrała się w środku pierwszego marca. Pożar wybuchł na parterze i zaskoczył we śnie małżeństwo z piątką dzieci i ich dziadka. Tylko dziadek był w stanie ratować bliskich.
- Mówił, że nie widział ich w ogóle i żeby nie miał latarki to by ich wcale nie znalazł. Tak było czarno - opowiada Stefan Sowulewski, świadek pożaru i krewny poszkodowanych.
Dziadek wyniósł z pożaru całą rodzinę. Dwóm najstarszym chłopcom nic się nie stało. Rodzice i troje najmłodszych dzieci, czyli 3-letnie bliźniaki i 7-letnia dziewczynka - ciężko poparzeni trafili do szpitala.
3-letni chłopiec ma poparzone 60 procent powierzchni ciała. Czekają go przeszczepy skóry i długa rehabilitacja.
Potrzeba pieniędzy i modlitwy
Na pomoc pogorzelcom ruszyła cała gmina.
Lokalne firmy podarowały materiały budowlane i za darmo remontują wypalone mury. Jest już nowa więźba dachowa, teraz sąsiedzi kładą dach. Trzeba jeszcze skuć poczerniałe tynki i wyposażyć na nowo dom.
Pomoc na odbudowę domu zbierana jest na specjalnym koncie rodziny oraz przez portal zrzutka.pl, ale zdaniem władz gminy - nie tylko pieniędzy brakuje.
- Modlitwa działa cuda. No i też jest potrzebna pomoc psychologiczna - podkreśla wójt Tomasz Rogowski.
Dla ocalałych z pożaru wsparciem są teraz koleżanki i koledzy ze szkoły. Wraz z rodzicami zorganizowali zbiórkę najpotrzebniejszych rzeczy, stworzyli też dla Kuby i Kacpra tymczasowy dom.
To dla nich prawdziwa lekcja życia. I ten egzamin - z empatii, życzliwości i serdeczności - wszyscy zdają na szóstkę.
- Jeśli chce nam coś powiedzieć, to wysłuchujemy go. Jeśli nic o tym nie mówi, to my też nie zaczynamy tematu - mówi Maria Podbielska, uczennica Szkoły Podstawowej im. Jana Pawła II w Filipowie.
Najtrudniejszy był moment, gdy zmarła 7-letnia Ola, koleżanka z zerówki, ale we wsi wszyscy wierzą, że to koniec złych wiadomości.
Autor: Jan Błaszkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24