Do Sejmu trafił projekt prawa komunikacji elektronicznej, który liczy trzy i pół tysiąca stron. Z przepisów wynika, że służby dostaną szerszy dostęp do naszych połączeń, maili i czatów w komunikatorach. Ponadto kontrowersje wzbudza też zakup kolejnego oprogramowania szpiegującego, tym razem przez policję. Opozycja nazywa je "Pegasusem 2.0".
Przeczytanie trzech tysięcy stron rządowego projektu ustawy o komunikacji elektronicznej wymaga samozaparcia i przede wszystkim czasu - zdaniem Konfederacji nie bez powodu.
- Ustawa poprzednia, która regulowała tę kwestię, miała dwieście stron - wskazuje Robert Winnicki z Koła Poselskiego Konfederacja. Jego zdaniem nowa ustawa "pozwala służbom na szeroką inwigilację obywateli".
Rząd PiS w nowej ustawie chce uregulować kwestie dotyczące dostępu do naszej poczty elektronicznej i komunikatorów. W praktyce - jak tłumaczy Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon - służby dostaną nasz numer IP, nick, adres mail oraz lokalizację logowania. Już teraz mają pełny dostęp do danych z usług telekomunikacyjnych - godzin połączeń, ich długości trwania czy chociażby numeru telefonu.
- Nie mamy pewności, czy nie będą wykorzystane także przeciwko politykom, dziennikarzom czy działaczom społecznym, bo nikt nie patrzy służbom na ręce - zwraca uwagę Klicki.
Można byłoby zakładać uczciwość rządzących, gdyby nie to, że już raz - przy pomocy Pegasusa - PiS inwigilowało polityków opozycji i dziennikarzy.
- Można będzie sprawdzać wszystko to, co wysyłamy, i nawet to, co zostało usunięte. Operator będzie musiał umożliwić dostęp do tych materiałów - wskazuje Wiesław Szczepański, poseł Lewicy.
"Pegasus 2.0"
To, co zamierza rząd, może być nie tylko niezgodne z polską konstytucją, ale i prawem unijnym. Z fragmentu opinii przesłanej do Sejmu z Ministerstwa Spraw Zagranicznych wynika, że politycy zdają sobie z tego sprawę. Mowa w nim między innymi o ryzyku uznania przepisów za niezgodne z prawem unijnym.
Zmiana prawa i zakup kolejnego oprogramowania szpiegującego przez policję - w Sejmie nazywanego Pegasusem 2.0 - to konsekwentne przygotowywanie się rządu PiS do nadchodzących wyborów, jak twierdzi opozycja.
Nowe oprogramowanie za 6,5 miliona złotych daje policji możliwość sprawdzania - bez decyzji sądu - krok po kroku, co robimy w sieci.
- Tę technologię trochę po cichu i bez informowania właściwych komisji wprowadza się w okresie wyborczym - podkreśla Marek Biernacki, poseł Koalicji Polskiej i członek sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych.
Oficjalnie urządzenie jest po to, żeby walczyć z przestępczością zorganizowaną. Jednak zdaniem posłów Koalicji Obywatelskiej jest po to, żeby kontrolować opozycję w czasie kampanii wyborczej.
- Sprawdzić, z kim się łączymy, co piszemy, kogo lajkujemy. Nawet odzyskać informacje, które my sami usunęliśmy - uważa Michał Szczerba. - Wcześniej decydował sąd, a teraz sąd nie będzie już o niczym decydował. Będzie decydowało kilku polityków - dodaje Dariusz Joński.
Autor: Jacek Tacik / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24