"Wyłącz telefon i żyj" - przy kolejnych przejściach w kolejnych miastach pojawia się oznakowanie adresowane do tzw. telefonicznych zombie. Akcja jest ogólnopolska, a problem globalny. Zapatrzeni w ekrany nie dostrzegamy niczego wokół - z zagrożeniami włącznie.
Niektóre nagrania, choć są przeznaczone dla osób o mocnych nerwach, warto zobaczyć, żeby w zawieszeniu nad telefonem, samemu takiej traumy nie doświadczyć. Na przykład takie, na którym dziewczyna, rozmawiając przez telefon, weszła prosto pod tramwaj i - można powiedzieć - zderzyła się ze śmiercią.
By przestrzegać przed takimi sytuacjami, pojawiają się specjalne znaki na chodnikach. Nawet jeśli tylko co dziesiąte, nawet jeśli tylko co setne "telefoniczne zombie" na nie spojrzy i wyciągnie wnioski - to warto.
- Sami to zauważyliśmy, że są te znaki, ale my przestrzegamy, dbamy o swoje bezpieczeństwo - komentuje jeden z przechodniów. - Nawet jak z kimś rozmawiam, to mówię, że przejście, biorę telefon do kieszeni i potem zaczynam dalej rozmawiać - mówi nasza rozmówczyni. - To chyba sobie trzeba w głowie poukładać, tym bardziej że dużo takich przypadku było - dodaje inna rozmówczyni.
Dla zobrazowania powagi problemu można obejrzeć też film z miejskiego monitoringu - władze Łodzi publikują drastyczne zdjęcia w ramach kampanii społecznej, która ma mieszkańców od telefonów komórkowych na ulicach odkleić. Na filmie osoba wpatrzona w telefon, przechodząc przez tory, zostaje uderzona przez tramwaj.
- Tego typu znaki są w wielu miastach w całej Polsce, ale też w Europie. W Europie nawet są podświetlone, więc zwracamy uwagę na to, żeby jednak zachować to bezpieczeństwo, zachować logikę, patrzeć przed siebie, patrzeć, czy coś nie jedzie - wskazuje Tomasz Piotrowski, wiceprezydent Łodzi.
Problem jest niestety dokładnie taki sam wszędzie, bo wszędzie "telefoniczne zombie" pchają się w tarapaty i w kadry kamer monitoringu.
Pierwszeństwo przy przechodzeniu przez jezdnię nie gwarantuje bezpieczeństwa
I jeśli nawet w korzystaniu z telefonu nie rozprasza czerwone światło, to rzeczywiście może trzeba działać od dołu. To co pod nogami mają piesi w Pabianicach wydaje się nie do przeoczenia.
- Przede wszystkim są przy szkołach, przedszkolach, czyli w tych miejscach, gdzie najczęściej młodzież uczęszcza i gdzie według nas, wychodząc np. ze szkoły jest zaaferowana tym co w między czasie się wydarzyło w sieci, co się wydarzyło w mediach - wskazuje Grzegorz Mackiewicz, prezydent Pabianic.
Warto uwierzyć, że da się z kimś na chwilę przerwać rozmowę i że na prawdę coś, co jest w internecie, za chwilę też tam będzie.
- To pierwszeństwo przy wchodzeniu, przechodzeniu przez jezdnię, nie gwarantuje pieszemu bezpieczeństwa i nie stanowi takiej karoserii, czy kasku, takiego zabezpieczenia, które powodowałoby, że zagrożenia, obrażeń nie będzie - zwraca uwagę mł. asp. Maksymilian Jasiak z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi.
CZYTAJ TAKŻE: Naczelny lekarz USA apeluje, by media społecznościowe miały ostrzeżenia podobne do tych na papierosach
I tu diagnoza psychologa: w pogoni za byciem na bieżąco tracimy instynkt samozachowawczy.
- Większości ludziom bardzo trudno sobie wyobrazić sytuację, w której ktoś zagaduje nas na jakiś temat a my powiemy "nie wiem" - mówi dr Ewa Tokarczyk, psycholożka z Instytutu Psychologii i Psychiatrii Sądowej w Warszawie.
Trzeba wyłączyć ekran i włączyć myślenie, bo przyznać się do niewiedzy - to żaden wstyd.
Źródło: Fakty TVN