Psychologowie, nauczyciele i obrońcy praw dzieci piszą list i wyjaśniają, dlaczego tak ważna jest edukacja zdrowotna i dlaczego dziecko musi uczyć się reagować na niewłaściwe zachowania oraz je nazywać. A w dyskusji o nowym przedmiocie warto zapytać o to, dlaczego ci, którzy krytykują edukację zdrowotną, najwyraźniej nie znają zapisów jej programu.
- Nie każde dziecko ma dostęp do takiej wiedzy w domu - wskazuje Marta Skierkowska z Fundacji "Dajemy Dzieciom Siłę", sygnatariuszka listu otwartego w obronie edukacji zdrowotnej.
Psycholożka Marta Skierkowska to jedna z osób, które postanowiły bronić nowego przedmiotu. - Jesteśmy na dobrej drodze, tworząc taki przedmiot jak edukacja zdrowotna - ocenia.
Ale nie wszyscy się z tym zgadzają. Nowy przedmiot spotkał się z silną krytyką części opinii publicznej. Dlatego w obronie edukacji zdrowotnej powstał list. Psychologowie, pedagodzy i obrońcy praw najmłodszych zgodnie wskazują, że przedmiot ma wiele kluczowych elementów związanych z bezpieczeństwem dzieci i młodzieży.
- Edukacja seksualna, która jest częścią, niewielką, ale istotną częścią programu edukacji zdrowotnej, jest podstawowym, fundamentalnym czynnikiem prewencyjnym, zabiegającym przemocy seksualnej wobec małoletnich - zwraca uwagę dr Tomasz Terlikowski, filozof i publicysta, sygnatariusz listu otwartego w obronie edukacji zdrowotnej.
Ważna w dyskusji o podstawie programowej nowego przedmiotu jest przede wszystkim jej znajomość. Co nie jest takie oczywiste.
Posłowie PiS protestują
- To seksualizacja małych dzieci - komentuje Zbigniew Kuźmiuk, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
- Nasza podstawa programowa nie seksualizuje. Robi dokładnie coś odwrotnego - mówi Antonina Kopyt, która należy do zespołu tworzącego podstawę programową edukacji zdrowotnej. Czytamy w niej, że uczeń klas VII-VIII "identyfikuje elementy seksualizacji". Po co? Żeby potrafił rozpoznać i reagować na niedopuszczalne zachowania.
CZYTAJ TAKŻE: Protestowali przeciwko edukacji zdrowotnej w szkołach. Wśród nich kandydat PiS na prezydenta
- Seksualizacja to są niechciane komunikaty na temat seksualności - mówi Antonina Kopyt. - To będą na przykład żarty wujków przy rodzinnym obiedzie dotyczące zmian wyglądu dojrzewających osób - wskazuje.
Nikt nie będzie też uczyć dzieci masturbacji - słyszymy. W projekcie zapisano, że uczeń klas IV-VI "identyfikuje zmiany dotyczące dojrzewania należące do normy medycznej, na przykład zachowania autoseksualne".
- Dziecko, jako istota ludzka, musi mieć świadomość tego, że pewne potrzeby, pewne myśli będą się pojawiały - mówi dr Iga Kazimierczyk, prezeska Fundacji "Przestrzeń dla Edukacji" oraz członkini Inicjatywy "Wolna Szkoła", sygnatariuszka listu otwartego w obronie edukacji zdrowotnej.
Polityków PiS to nie przekonuje i wskazują na elementy programu dotyczące "cispłciowości czy transpłciowości". W dokumencie jest mowa, że uczniowie najstarszych klas podstawówki będą potrafili wyjaśnić pojęcia takie jak tożsamość płciowa czy transpłciowość.
- Żeby osoby, które wkraczają w dorosłe życie, wiedziały po prostu, co oznaczają różne pojęcia, o których tak dużo mówi się przecież - wskazuje Antonina Kopyt, nauczycielka wychowania do życia w rodzinie, członkini zespołu ds. edukacji zdrowotnej.
Projekt podstawy jest w internecie. Każdy może go przeczytać.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24