- Mamy ślady, które są przedmiotem dochodzenia - mówi grecki minister. Podejrzewa, że koszmarne pożary w Attyce zaczęły się od podpalenia. Już wiadomo, że w rejonie Mati płonęło prawie 2,5 tysiąca domów i prawie połowa nie nadaje się już do zamieszkania.
Zdjęcia satelitarne oraz wnioski, jakie wyciągnęli strażacy badający wielkie pożary w Attyce, każą sądzić, że mamy do czynienia z podpaleniami na wielką skalę. W całym rejonie zidentyfikowano kilkanaście miejsc, gdzie podpalacze mieli zaprószyć ogień.
- Mamy pewne sygnały, że przyczyną śmiercionośnych pożarów były podpalenia. Służby prowadzą już w tej sprawie śledztwo. Nie wiemy kto za tym stał, ani co miał na celu, na razie nie zamierzamy spekulować - mówi premier Grecji Aleksis Cipras.
Rozpacz mieszkańców Mati zamienia się we wściekłość na brak planów ewakuacji, budowanie domów bez pozwolenia i stawianie płotów, które zagrodziły drogę do morza. I na polityków, którzy przekonują, że ratunek nie był możliwy.
- Pożar trwał półtorej godziny. Ewakuacja 20-tysięcznego miasteczka zajęłaby 5-6 godzin, a może nawet cały dzień. Widzicie więc, że uratowanie wszystkich ludzi było niemożliwe - stwierdza Dimitris Canakopulos, rzecznik prasowy rządu w Grecji.
Ostatnie szacunki mówią, że dwa i pół tysiąca domów w Mati i okolicach zostało dotkniętych żywiołem. Połowa z nich spłonęła doszczętnie albo nadaje się tylko do wyburzenia. 300 strażaków i ochotnicy nadal przeszukują pogorzelisko w poszukiwaniu ofiar. Ich liczba rośnie z dnia na dzień.
Autor: Konrad Borusiewicz / Źródło: Fakty TVN