Rodzice przy łóżku chorego dziecka w szpitalu na oddziale intensywnej terapii. Nie przez pięć minut, nie przez godzinę, a przez całą dobę. Nie zza szyby, a bezpośrednio. Dotyk, bliskość i sama obecność rodzica mają dla dziecka działanie terapeutyczne. W Rabce-Zdroju to się sprawdza.
Olaf leży na intensywnej terapii w szpitalu w Rabce-Zdroju, gdzie ma stale podawany tlen. Obok łóżka ciągle krząta się ojciec, bo lekarze dobrze tam wiedzą, jak ważna dla dziecka jest bliskość rodzica.
- On próbuje już trochę mówić, a jest mocno opóźniony w rozwoju, więc dla nas jest to dla bardzo istotne, że on te półtora miesiąca nie stracił, nie cofnął się, a poszedł do przodu - mówi ojciec Olafa, Paweł Szczepański.
Chłopiec jest leczony i się jednocześnie rozwija, bo ojciec i matka na zmianę mogą być przy nim cały czas. Mogą przy nim nawet spać. Lekarze na to pozwalają, bo dziecko, przy którym jest rodzic, szybciej wraca do zdrowia.
- Jesteśmy w stanie leczyć ból. Jesteśmy w stanie zapewnić pacjentowi bezbolesność procedur i tego pobytu pooperacyjnego, ale to nie jest wszystko, czego tak na dobrą sprawę dziecko potrzebuje. Dziecko potrzebuje poczucia bezpieczeństwa - mówi Wojciech Szatkowski, specjalista anestezjologii i intensywnej terapii Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc, oddział terenowy w Rabce-Zdroju.
Dzieci bywają usypiane w szpitalach, żeby nie sprawiały kłopotu
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. W wielu szpitalach na intensywnej terapii nie ma miejsca, żeby dla każdego dziecka stworzyć takie warunki: wydzielić oddzielne pomieszczenie, i to jeszcze z kozetką dla rodzica. Najczęściej łóżko stoi obok łóżka. Olaf wcześniej w innym szpitalu leżał właśnie w takim miejscu.
- To wygląda całkiem inaczej. Dzieci dostają środki usypiające, żeby przeleżały spokojnie - mówi Paweł Szczepański. Tak bywa, że dzieci na intensywnej terapii dostają środki usypiające tylko dlatego, żeby nie sprawiały kłopotu.
- Zmuszeni są koledzy, żeby sedować dzieci bądź usypiać, żeby zabezpieczyć się przed ich własnymi działaniami, co w dużej mierze wynika z tego stresu, które dziecko przeżywa oddzielone od rodzica - tłumaczy Wojciech Szatkowski.
CZYTAJ TAKŻE: Immunoterapia przedoperacyjna. Nowa terapia okazuje się bardzo skuteczna w leczeniu czerniaka
Dla dziecka podłączonego do aparatury brak obecności rodzica to prawdziwy koszmar, trauma, która może pozostać do końca życia. Zestresowane dzieci, nierozumiejące do końca swojej sytuacji, bywa, że odmawiają jakiejkolwiek współpracy z personelem, wyrywają wenflony i rurki. W Rabce-Zdroju do nocowania ze swoim synkiem przygotowuje się właśnie pani Taisiia Hutsuliak.
- Dziecko ze mną jest 24 godziny na dobę. Ja nawet sobie nie mogę wyobrazić, jak mogłabym zostawić dziecko tu i nie mogła tu wejść - mówi Taisiia Hutsuliak, mama Jana.
Wykonywanie czynności anestezjologicznych u dzieci przy patrzących na wszystko rodzicach jest trudne z kolei dla pielęgniarek i lekarzy. W Rabce-Zdroju zdają sobie sprawę z tego, że nie wszędzie w kraju da się wprowadzić taki model bezstresowego dla dziecka leczenia. Oni jednak spróbowali.
- Bardzo apeluję do kolegów anestezjologów, którzy chcieliby pracować z dziećmi, chcieliby pracować w takim modelu, żeby po prostu się do nas zgłosili i żeby nam pomogli - podsumowuje.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24