Prezydent wciąż nie zadecydował co dalej z ustawą o IPN. Prezes Jarosław Kaczyński oczekuje podpisu, a byli ambasadorowie piszą list z apelem o weto. Stawką dla Andrzeja Dudy jest albo konflikt z PiS albo sojusznikami z zagranicy, choć żaden nie leży w interesie narodowym.
Bez decyzji prezydenta oznacza, że każde działanie rządu jest grą na czas.
Każde spotkanie, tak jak dwa poniedziałkowe: premiera z dziennikarzami z Izraela, i szefa MSZ z izraelską ambasador, odbywa się w cieniu oczekiwania na ruch Andrzeja Dudy. Na podpis lub weto.
- Moje zdanie jest takie, że ten etap procesu legislacyjnego powinniśmy zakończyć jak najszybciej, jednocześnie pozostając w dialogu ze stroną izraelską i szerzej - żydowską - mówi wicepremier Jarosław Gowin.
Najpierw podpis, potem nowela?
Tłumacząc z języka politycznego - rząd chce, by prezydent ustawę podpisał, ale po podpisie, jest gotowy do rozmów z Izraelem o kolejnej zmianie ustawy.
Zwłaszcza, że taka strategia raczej nie napotkałaby ogromnego oporu w Polsce. Z sondażu dla "Rzeczpospolitej" wynika, że prace nad nowym polskim prawem powinny być wstrzymane. Właśnie ze względu na sytuację międzynarodową.
Minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz uważa jednak, że po podpisie głowy państwa "każda ustawa zawsze może podlegać nowelizacji".
Prezydent teoretycznie ma jeszcze ponad dwa tygodnie na decyzję. Tyle, że stanowisko Izraela Andrzej Duda zna. I zwlekanie z decyzją go nie zmieni.
- Nie ma sensu spotkanie dwóch grup, jeśli wszystko już będzie skończone - powiedziała w Radiu Zet Anna Azari, ambasador Izraela w Polsce, odpowiadając na pytanie o stanowisko Izraela po ewentualnym podpisie ustawy przez polskiego prezydenta.
- Historia się toczy, dialog zawsze jest możliwy - ocenia Marek Suski, szef gabinetu politycznego premiera.
Dialog od kilku dni jest teoretyczny. Nawet polsko-izraelska grupa robocza, powołana ad hoc kilka dni temu, działa tylko na papierze.
Realne są za to kolejne wypowiedzi izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu, który znów przekonuje co jest osią sporu. Próba zamknięcia ust wszystkim, którzy chcą mówić o innej niż niemiecka odpowiedzialności za mordowanie i wydawanie Żydów w czasie wojny. A dokładnie tak nowe polskie prawo widzi i ocenia Izrael.
Prawo a historia
- Polska historia, która powinna być królową pamięci świata, stała się w ostatnich latach chłopcem do bicia - mówił premier Mateusz Morawiecki.
Krótki film, przygotowany przez kancelarię premiera, pokazuje, że polski rząd chce rozmawiać o historii, a władze Izraela - o polskim prawie.
Niewykluczone, że lada dzień premier będzie się musiał zmierzyć z wizytą izraelskiego ministra edukacji Naftali Bennetta, który chce przylecieć do Polski i spotkać się ze studentami. A swoją wizytę poprzedza takimi słowami:
"Jestem zdeterminowany, by wyraźnie powiedzieć to, co historia już udowodniła - polski naród miał swój udowodniony udział w mordowaniu Żydów w czasie Holokaustu".
Choć tym słowom towarzyszy deklaracja o gotowości do rozmowy, to przed bitwą o ustawę, podobne, oficjalne wypowiedzi przedstawicieli aktualnych izraelskich władz się nie zdarzały.
- Z punktu widzenia obozu władzy chodzi o to, by wykonać jakiś gest, ale taki, by nie wyglądało to na ustępstwo - ocenia były wiceszef Paweł Kowal z Polskiej Akademii Nauk.
Ważne oświadczenie niemieckiego ministra
Członkowie rządu nieoficjalnie mówią, że punkt wyjścia do rozmowy o ustępstwach, czyli po prostu do zmiany przyjętego w zeszłym tygodniu prawa, może być oświadczenie szefa niemieckiego MSZ.
Sigmar Gabriel krótko i dosadnie odpowiedział na obawy rządu, że Polska może być mieszana w Holocaust. Przyznał, że to dzieło Niemców.
Ważne jest tu również ostatnie zdanie: "Polska może być pewna, że każda forma fałszowania historii, jak sformułowanie "polskie obozy koncentracyjne", zostanie przez nas jednoznacznie odrzucona i ostro potępiona".
W czasie rozmowy premiera Morawieckiego z izraelskimi dziennikarzami było dużo o polskiej historii, a tylko trochę o ustawie. Opowiadanie o historii i przekonywanie do swoich racji bywa jednak skuteczniejsze, niż prawo karne.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN