Jeśli ktoś czerpie wiedzę o kondycji wymiaru sprawiedliwości z wystąpień prezydenta Andrzeja Dudy, to może uznać, że sędziowie przez długie lata byli panami życia i śmierci, ale teraz tracą przywileje i wpływy. Andrzej Duda przedstawia polskie sądownictwo jako domenę tych, którzy najlepiej czuli się w czasach PRL-u. W rzeczywistości sędziów w Sądzie Najwyższym, którzy orzekali jeszcze w czasach stanu wojennego jest trzech. Do jednego z nich Andrzej Duda miał mieć "zaufanie", kiedy wyznaczał go na osobą pełniącą obowiązki pierwszego prezesa SN.
Prezydent Andrzej Duda już de facto prowadzi kampanię wyborczą, odwiedzając przede wszystkim mniejsze miejscowości.
W środę prezydent wygłosił przemówienie w Brojcach, wsi w powiecie gryfickim. Powiedział, że wśród sędziów Sądu Najwyższego są "tacy, którzy splamili się tym, że byli funkcjonariuszami partyjnymi w stanie wojennym, jako sędziowie właśnie". Dostał za te słowa gromkie brawa.
Rzecznik SN sędzia Michał Laskowski odpowiada prezydentowi, że na ponad 100 sędziów pracujących w Sądzie Najwyższym tylko trzech orzekało w czasie stanu wojennego. Są to sędziowie Józef Iwulski, Waldemar Płóciennik i Andrzej Siuchniński.
Należy zaznaczyć, że z tych trzech sędziów Andrzej Duda ma prawo mieć zastrzeżenia tylko do dwóch, bo jednego z nich sam wyznaczył swojego czasu na osobę pełniącą obowiązki pierwszego prezesa Sądu Najwyższego. To sędzia Józef Iwulski, obecnie prezes Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN.
Kiedy prezydent w lipcu 2018 roku wyznaczył sędziego Iwulskiego na p.o. pierwszego prezesa SN, to sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Paweł Mucha powiedział, że to "osoba, do której prezydent ma zaufanie, i do której - co nie ulega też wątpliwości - ma zaufanie środowisko sędziowskie".
Oskarżenia kontra fakty
To, że Sąd Najwyższy ma być zaludniony aparatczykami stanu wojennego, jest koronnym argumentem prezydenta na rzecz gruntowej wymiany kadr w SN, chociaż - patrząc na liczby - jest to problem raczej marginalny.
Być może dlatego prezydent ostatnio krytykuje wszystkich sędziów, którzy chociażby zaczęli pracę w czasach PRL-u.
- Jest cały czas wśród tych ludzi jeszcze wielu sędziów, którzy swoje pierwsze legitymacje sędziowskie otrzymali jeszcze od komunistycznej władzy. Tamto im się podobało, teraz im się nie podoba - powiedział w Brojcach Andrzej Duda.
- Średni wiek sędziów w Polsce to 44-45 lat - odpowiada prezydentowi sędzia Krystian Markiewicz, przewodniczący Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia". - Ja otrzymałem nominację sędziowską od pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego - dodaje.
- Jeśli ktoś rozpoznawał spawy cywilne przed 1990 rokiem jako sędzia i decydował, kto ma oddać kredyt, albo rozsądzał jakieś kwestie własności nieruchomości, to co w tym złego? - pyta retorycznie Laskowski.
Premier Mateusz Morawiecki nie chciał w czwartek na ten temat rozmawiać. - Proszę mnie o to nie pytać. Mogę tylko powiedzieć, że z prezydentem dzielimy wspólny system wartości - mówił na konferencji prasowej szef rządu.
Słowa prezydenta chętnie komentują za to politycy opozycji. - To jest tylko próba usprawiedliwienia drastycznych czystek personalnych - uważa Kamila Gasiuk-Pihowicz, posłanka PO.
Rzekoma korupcja
Andrzej Duda ma jeszcze jeden argument przeciwko sędziom Sądu Najwyższego - to "afera korupcyjna w Sądzie Najwyższym, o której dzisiaj jeszcze można przeczytać w internecie".
Chodzi o sprawę, która rozpoczęła się ponad 10 lat temu, i która dotyczy nagranej i opublikowanej w internecie rozmowy sędziego SN Henryka Pietrzkowskiego i sędziego NSA Bogusława Moraczewskiego, a także korespondencji SMS-owej pomiędzy nimi. Sędziowie rozmawiali o kasacji sprawy biznesmena Józefa Matkowskiego, a część mediów sugerowała, że rozmowa mogła mieć charakter korupcyjny.
Biznesmen Józef Matkowski w rozmowie z portalem tvn24.pl powiedział, że wręczył ponad 500 tysięcy złotych gotówki prawnikom związanym z Sądem Najwyższym, a także emerytowanemu sędziemu NSA, by kasacja w jego sprawie została pozytywnie dla niego rozpatrzona. Sąd Najwyższy ostatecznie ją jednak odrzucił.
Sprawę badały służby i prokuratura, ale nie postawiono nikomu zarzutów, chociaż prokuraturą już od dawna kieruje minister Zbigniew Ziobro. Prezydent Andrzej Duda jednak z przekonaniem mówi o aferze.
Autor: Maciej Knapik / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24