W Warszawie samochody są kradzione na potęgę. Wokół stolicy są złodziejskie dziuple, a potrzeba tylko kilkunastu godzin, by po samochodzie pozostały tylko części. Policja często zna sprawców. To ci sami od lat, bardzo wielu lat. Z dziupli trafiają do pudła, a potem znowu do dziupli. Nie zamierzają przestać.
W podwarszawskich Markach ktoś zadzwonił na policję z informacją, że pod jego oknami stoi samochód, którym nikt się nie interesuje. Policjanci sprawdzili. Okazało się, że mazdę skradziono kilka dni wcześniej w Warszawie. Postanowili sprawdzić wszystkie samochody na ulicy i odnaleźli jeszcze jedną mazdę, skradzioną w Pruszkowie. - Sprawcy sprawdzają, czy samochód nie jest wyposażony w system służący do jego lokalizacji - wyjaśnia oficer operacyjny z grupy specjalnej do ścigania złodziei samochodów "Orzeł".
Dopiero, gdy złodzieje mają pewność, że samochód nie ma lokalizatora, zabierają auto do warsztatu. Mogło być też tak, że będąca gdzieś w pobliżu dziupla, czyli miejsce, gdzie samochód jest przygotowywany do sprzedaży, była pełna.
- To nie jest nic dziwnego, że na terenie Wołomina, tych wszystkich Marek, Zielonek, Kobyłek i tych innych miejscowości, Słupno, Radzymin... W każdej z tych miejscowości mamy po kilka grup złodziejskich - mówi Marcin Taraszewski, były szef grupy operacyjnej wydziału samochodowego Komendy Stołecznej Policji.
Złodzieje samochodów bardzo rzadko przechodzą na emeryturę. W Warszawie kradną cały czas ludzie, którzy swoją karierę rozpoczynali w latach osiemdziesiątych XX wieku. Nie zamierzają przestać. - Jak rozmawiałem ze złodziejem samochodów, to on mi mówił: "Ty tego nie rozumiesz. Jak ja wchodzę do kradzionego samochodu, jak go odpalam, jak jadę nim te pierwsze metry, to jest takie uczucie, jak randka z superdziewczyną" - opowiada Marcin Taraszewski.
Niska penalizacja
Samochody najczęściej są rozkładane i sprzedawane na części. - Tak naprawdę potrzeba kilkunastu godzin, aby samochód zniknął. Od momentu kradzieży do momentu rozebrania - wyjaśnia podinsp. Iwona Jurkiewicz z Centralnego Biura Śledczego Policji.
W kraju najczęściej kradzione są marki niemieckie. Wyjątkiem jest Warszawa, gdzie najczęściej giną auta japońskie. Policja zna większość złodziei. Cóż jednak z tego. Jednego z nich Marcin Taraszewski pięć razy zatrzymał na gorącym uczynku. - Posiedział pół roku, wyszedł. Posiedział rok, wyszedł. Posiedział półtora, wyszedł. Za czwartym razem siedział dwa lata, a za trzecim chyba trzy. Za każdym razem już to była multirecydywa, a on dalej wychodził. Dlaczego? On nie zabijał nikogo. On tylko kradnie czyjeś mienie. (...) Penalizacja tego jest dość łagodna - wyjaśnia były szef grupy operacyjnej wydziału samochodowego Komendy Stołecznej Policji.
W Warszawie i okolicach ginie co czwarty kradziony samochód w Polsce. Za auto warte sto tysięcy złotych - złodziej dostaje od pasera kilkanaście tysięcy złotych.
Autor: Dariusz Łapiński / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24