Znowu, jak w czasie poprzednich fal epidemii, pojawiają się informacje o braku miejsc w szpitalach dla chorych na COVID-19. Wprawdzie generalnie w Polsce są miejsca dla pacjentów z COVID-19, ale lokalnie ich nie ma, bo pandemia nie rozkłada się równomiernie. Niepokojące dane o epidemii w Polsce spowodowały też, że więcej osób chce się szczepić.
W szpitalu tymczasowym w Legnicy na Oddziale Intensywnej Terapii przy każdym łóżku jest respirator. Na każdym łóżku pacjent walczy o życie. Wszystkie łóżka są zajęte. - Już od dwóch, trzech tygodni, praktycznie rzecz biorąc, szpital jest pełny. Mamy tutaj niespełna sto miejsc - mówi Tomasz Kozieł z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy.
W Szpitalu Południowym w Warszawie puste przez wiele miesięcy sale i korytarze pełne są medyków i pacjentów. Za kilka dni nawet w tym wielkim i nowym szpitalu zabraknie wolnych miejsc.
- W ciągu ostatniej doby przyjęliśmy 40 osób i to jest kolejna doba, kiedy przyjmujemy około 40 osób. W praktyce wygląda to tak, że przyjeżdża pacjent, przyjmujemy kolejnych, kolejnych, kolejnych. Praktycznie całą dobę w ten sposób działamy - tłumaczy Artur Krawczyk, prezes Szpitala Południowego w Warszawie.
Najwyraźniej zaczęło to wszystko robić wrażenie na tych, którzy jeszcze nie przyjęli szczepionki.
- Jak się wystraszymy, to zaczynamy się szczepić. Latem, jak udało nam się zebrać sześć osób w ciągu jednego dnia do szczepienia, to było i tak sukces. Natomiast w tej chwili wzrosła ta liczba od 60 do 70. Bywają dni, że i nawet 100 osób dziennie się szczepi - dodaje Tomasz Kozieł.
Podobne opinie można usłyszeć w wielu punktach szczepień.
Co z ograniczeniami?
Dawno niewidziane kolejki w punktach szczepień tworzą nie tylko ci, co przyszli po pierwszą dawkę, ale także ci, którzy postanowili zaszczepić się po raz trzeci, lub sezonowo - przeciwko grypie.
A to dzięki szczepieniom w kraju mamy nie tylko ogniska zakażeń, ale też wyspy w miarę wolne od pandemii.
- Nie zarażamy się nawzajem od siebie w miejscu pracy, w miejscu nauki. Nie zarażają się także, co dla nas jest bardzo ważne, studenci w akademikach i dzięki temu możemy stale jeszcze dużą część zajęć odbywać stacjonarnie na miejscu - wyjaśnia Katarzyna Uczkiewicz z Uniwersytetu Wrocławskiego.
To jednak faktycznie są tylko wyspy. Wielkość dramatu widać dopiero po wejściu na intensywną terapię. Zdaniem ekspertów - aby zmniejszyć liczbę takich przypadków, z wirusem trzeba walczyć aktywniej. Rząd jednak nie chce się na to zdecydować.
- Chcielibyśmy, żeby były ograniczenia mobilności w województwach, gdzie jest najwięcej zachorowań, żeby były punktowe, celowane interwencje polegające na sterowaniu populacją. Czyli tam, gdzie zaczyna rosnąć (poziom zakażeń - przyp. red.), hamujemy mobilność i nie trzeba robić lockdownu, który będzie tak kosztowny dla całego społeczeństwa - wyjaśnia dr n. med. Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw Pandemii COVID-19.
Niedzielne dane mówią o 18883 nowych, potwierdzonych przypadkach zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2. Zmarło 41 osób.
Autor: Marek Nowicki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24