Wynajmowali turystom apartamenty w Szczyrku i zakazili się nowym koronawirusem. Źródłem zakażenia okazali się goście z Holandii. U pana Józefa objawy wystąpiły tydzień po tym, jak wyjechali. Niestety, zmarł niedługo po przyjęciu do szpitala w Tychach. Zakaziła się także jego córka i jej mąż. Maria i Zbigniew Książkiewiczowie wciąż są hospitalizowani. Apelują do Polaków, by potraktowali koronawirusa poważnie.
NFZ prowadzi całodobową infolinię (800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Koronawirus SARS-CoV-2: objawy, statystyki, jak rozprzestrzenia się epidemia - czytaj raport specjalny tvn24.pl
Pan Józef miał 83 lata. W oficjalnych statystykach Ministerstwa Zdrowia był ósmą osobą zmarłą w Polsce po wykryciu u niej koronawirusa. W Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Tychach lekarze walczą teraz o zdrowie jego córki i jej męża. Dla wszystkich źródłem zakażenia byli goście, którzy mieszkali w apartamencie w Szczyrku.
- Parę dni wcześniej byli u nas na górze Holendrzy i ojciec się zaczął źle czuć. Najpierw, oczywiście (myśleliśmy - przyp. red.), że się przeziębił - opowiedziała reporterowi programu "UWAGA!" TVN córka pana Józefa, Maria Książkiewicz. - Najgorsze jest to, oczywiście, że straciliśmy mojego najukochańszego na świecie ojca - wyznała.
Goście wyjechali 11 marca. Pierwsze objawy choroby u pana Józefa pojawiły się po tygodniu. Trzy dni później, 21 marca, mężczyzna trafił do w szpitala. Zmarł 22 marca. - Po kilku godzinach stan się pogorszył i pacjent zmarł. Pacjent miał choroby współistniejące - oświadczył Jarosław Madowicz, dyrektor ds. medycznych WSS w Tychach.
"Ubierali worki na śmieci na nogi"
Pani Maria i jej mąż Zbigniew trafili do szpitala w dniu śmierci ojca. - Ubierali worki na śmieci na nogi, kombinezony o trzy numery za małe - tak pani Maria opisała, jak wyglądali ratownicy medyczni, którzy ich zabrali do szpitala.
Wirus z Wuhanu był dla nich egzotyczną chorobą. Nie sądzili, że tak boleśnie ich dotknie. - Niemoc, taki paraliżujący wręcz strach. Dla mnie kiedyś naprawdę to były tylko liczby na paskach w telewizji - przyznała pani Maria.
Mąż pani Marii nie miał żadnych objawów, co innego ona sama. - Ja, niestety, miałam kaszel, złe samopoczucie, podobne do grypy, tylko jeszcze bardziej jakieś takie zjadliwe - opisała.
"Ludzie, musicie zachować izolację"
Małżeństwo twierdzi, że, poza strachem, najgorsze jest odchodzenie w samotności. Nie mieli możliwości pożegnania się z tatą. - Pogrzeb tylko taki na cmentarzu, bo nikt się nie będzie narażał, to są straszne rzeczy. (Tata - przyp. red.) chciał, żeby mieć ten pogrzeb taki piękny, z góralami, a teraz będzie chowany cicho - powiedziała pani Maria.
Dziś Maria i Zbigniew Książkiewiczowie wiedzą, że nikt nie jest do końca bezpieczny. - Wszystkim ludziom chciałbym powiedzieć, że to jest tak groźny wirus, że ludzie mogą sobie nie zdawać sprawy z tego, że są zarażeni - ostrzegł pan Zbigniew.
- Ludzie, musicie zachować izolację, musicie, bo inaczej nas wszystkich ten łotr wytruje - zaapelowała pani Maria.
Autor: Jarosław Kostkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: UWAGA! TVN