Poznańscy okuliści przywracają ludziom wzrok w Afryce od 2018 roku. Kilka dni temu wrócili z Bagandou w Republice Środkowoafrykańskiej. W ramach misji z zaplanowanych 50 zabiegów udało się im przeprowadzić aż 63 operacje oraz 500 konsultacji. Dla miejscowych to była jedyna taka szansa na profesjonalne leczenie.
Kolejny raz dotarli w zapomniane miejsce, gdzie miejscowi nie mają dostępu do leczenia. Pośrodku tropikalnego lasu, dokładnie w Republice Środkowoafrykańskiej, zespół poznańskich okulistów przywracał wzrok pacjentom.
- To są miejsca, gdzie nie docierają biali ludzie. Myśmy byli jedynymi białymi w promieniu wielu setek kilometrów. Nie docierają tam też światła kamer, nie docierają dziennikarze. O tych miejscach niewielu ludzi wie. One naprawdę są bardzo zapomniane przez dzisiejszy świat - zwraca uwagę Justyna Janiec-Palczewska, prezeska Fundacji Redemptoris Missio.
W takich krajach jak ten, kiedy przestajesz widzieć, to nie jesteś w stanie pracować, a jeżeli nie pracujesz, to nie zarabiasz i nie jesz. A możliwości leczenia w takich regionach po prostu nie ma.
- Operowane były osoby dorosłe. Najpierw doktor Iza przeprowadzała konsultacje. Na tych konsultacjach było przynajmniej z 500 osób - opowiada Tomasz Libera, ratownik medyczny.
Na leczenie lekarze mieli zaledwie sześć dni
Dla miejscowych to była jedyna szansa na spotkanie z okulistą. Pacjenci przychodzili na miejsce z odległych miejscowości. Przed szpitalem ustawiały się kolejki bardzo często niewidomych i niedowidzących od wielu lat osób.
- Wiele lat ci ludzie nie widzą, ale nie mają możliwości operacji, więc dochodzi do różnych powikłań. I właśnie takie operacje były też bardzo trudne - informuje lek. med. Ryszard Szymaniak, okulista.
To, co zaskoczyło medyków najbardziej, to liczba osób oślepionych przez lokalnego szamana. - Była dziewczyna, która została oślepiona. Została z małym dzieckiem, bez żadnego źródła dochodu. Był młody tata, który sam miał na utrzymaniu trójkę dzieci, który zupełnie nic nie widział. Miał tylko poczucie światła - opowiada Justyna Janiec-Palczewska.
W regionie nawet prozaiczne dolegliwości oczu leczy się bardzo toksycznym naparem. - Czary w tym miejscu mają się bardzo dobrze. Mamy XXI wiek, natomiast tam jakby czas się zatrzymał. Miejscowi korzystają z takiego specyfiku. On służy zarówno do picia, jak i również wlewany jest do worka spojówkowego i powoduje ślepotę - opisuje Justyna Janiec-Palczewska.
Tym pacjentom niestety nie można pomóc. Jedyne, co mogli zrobić medycy, to zaopatrzyć ich w leki przeciwbólowe.
Na leczenie lekarze mieli zaledwie sześć dni, ale dzięki wysiłkowi zespołu nikt nie został bez pomocy. Co więcej, udało się pomóc większej liczbie osób, niż zakładano. - Operacji mieliśmy zrobić 50, a wykonaliśmy 63. Mieliśmy pięć dni operacyjnych i przez ten czas robiliśmy wszystko - podkreśla Ryszard Szymaniak.
Pacjenci o własnych siłach wracali do swoich domów. Dzisiaj mogą pracować i samodzielnie się utrzymywać. Prezeska Fundacji Redemptoris Missio podsumowuje, że "to wszystko dzieje się dzięki dobrym ludziom z Polski". - Dzięki naszym sponsorom, dzięki firmom, które dają nam leki, dają nam krople. Dzięki firmom, które dają nam okulary - podkreśla.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fundacja Redemptoris Missio