Prawo i Sprawiedliwość wzywa Donalda Tuska, żeby pokazał swoje oświadczenie majątkowe i to, ile zarobił, kiedy był szefem Rady Europejskiej i kiedy stał na czele Europejskiej Partii Ludowej. Apel partii rządzącej wielu zdumiewa, bo przecież jeden z jej liderów - premier Mateusz Morawiecki - sam nie jest wolny od niejasności wokół własnego i przepisanego na żonę majątku.
"Czy Donald Tusk ujawni, ile zarobił w Brukseli?" - w taki sposób, zakłócając konferencję prasową, na której posłowie Platformy pytali o zarobki wiceministra Janusza Kowalskiego w jednej z państwowych spółek, sam wiceminister wykrzykiwał podnoszone przez kolegów z rządu od kilku dni pytania i oskarżenia.
Rządzący prześwietlić chcą majątek Donalda Tuska - jego zarobki, kiedy był szefem Rady Europejskiej i już po tym, kiedy stał na czele Europejskiej Partii Ludowej.
- Mówimy o potężnych milionach, kwotach rzędu 60 tysięcy złotych miesięcznie - wskazuje Sebastian Kaleta, wiceminister sprawiedliwości, poseł Suwerennej Polski. - Elementem demokratycznego państwa prawnego jest transparentność i jawność, a przede wszystkim jawność finansowania polityków i ich działalności - argumentuje Rafał Bochenek, rzecznik prasowy Prawa i Sprawiedliwości.
Rządzący jednak zaznaczają, że o ujawnienie majątku apelują także do innych polityków. - Ten nasz apel kierujemy także do innych polityków, którzy aspirują o najważniejsze funkcje państwowe, szefów partii - między innymi do pana Hołowni, pana Mentzena - mówi Bochenek.
Opozycja nazywa żądania i argumenty PiS-u niedorzecznymi i mówi o próbie odwracania uwagi od tego, co obciąża dziś rządzących. - Od milionów, które nie łyżeczką, nie łyżką, nie chochlą, a koparką są wydobywane ze spółek Skarbu Państwa - wskazuje Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego. - Oni, którzy wyprowadzają pieniądze ze spółek Skarbu Państwa, żeby finansować swoją partię, swoich polityków i swoją kampanię wyborczą. Oni, którzy organizują referendum, które będzie służyło, także finansowo, kampanii do Sejmu i Senatu. Oni dzisiaj upominają się o przejrzystość? - pyta poseł Lewicy Krzysztof Śmiszek.
"Klub milionerów" PiS
O milionerach Prawa i Sprawiedliwości od miesięcy piszą media. Wirtualna Polska w 19 państwowych spółkach doliczyła się ponad 150 osób bezpośrednio lub pośrednio związanych z władzą. 90 spośród nich za rządów PiS-u stało się milionerami i zarobiło w sumie ponad 400 milionów złotych.
- Banda złodziei, oszustów, ludzi głęboko nieuczciwych czepia się faceta, który ciężko zarobił pieniądze, budując dobry wizerunek Polski i pracując na rzecz Unii Europejskiej - komentuje Barbara Nowacka, posłanka Koalicji Obywatelskiej.
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk nie pełni dzisiaj żadnej państwowej funkcji i nie ma prawnego obowiązku składać oświadczenia majątkowego. Według "Super Expressu" polski rząd miał się zwrócić do Rady Europejskiej z wnioskiem o ujawnienie zarobków Tuska z uwzględnieniem tzw. świadczenia przejściowego po zakończeniu kadencji przewodniczącego RE. Wniosek miał zostać odrzucony po konsultacji z państwami członkowskimi.
- Robienie jakiegoś zarzutu i robienie jakiejś wielkiej afery wokół czegoś, co jest uregulowane w prawie, na co zgodziła się Unia Europejskiej, na co zgodziły się instytucje europejskie, że jeśli pracowałeś w Radzie Unii Europejskiej, w Komisji Europejskiej, w Parlamencie Europejskiej, to przysługują ci pieniądze. Gdzie tu jest jakiś wielki sekret? - zaznacza Krzysztof Śmiszek.
Pytania o obligacje premiera i aferę Mejzy
Przemysław Kaleta powiedział, że Donald Tusk "pławi się w luksusach za brukselskie pieniądze".
- Pan Kaleta niech nie gada bzdur, niech się zajmie pracą w Ministerstwie Sprawiedliwości. Jak szuka jakichś zaginionych pieniędzy, to mu powiem, gdzie powinien szukać. Jest Fundusz Sprawiedliwości i on miał pomagać ofiarom przestępstw, a nie kumplom pana Kalety czy funkcjonariuszom Suwerennej Polski - zwraca uwagę Marcin Kierwiński, poseł Koalicji Obywatelskiej.
Takich podpowiedzi politycy opozycji mają więcej, bo skoro o przejrzystości mowa, to Prawo i Sprawiedliwość na wiele pytań dotąd nie odpowiedziało.
- Nie widziałem takiego zaangażowania w przypadku PiS-owskiego środowiska, żeby wyjaśniać swoje afery, na przykład afery Łukasza Mejzy. To, ile Mejza zarobił na chorych dzieciach, to ich nie obchodzi - wskazuje Jan Strzeżek, poseł ze Stowarzyszenia Młoda Polska. - Wolałbym, żeby premier odpowiedział na pytanie, jak to się stało, że zarabiał na obligacjach albo sprzedawał działki - mówi Gawkowski, poseł Lewicy.
Premier w obligacje, które w czasie wysokiej inflacji są wyjątkowo korzystne, zainwestował ponad cztery miliony złotych. Zarobić mógł blisko pół miliona złotych. Ważny jest też moment, kiedy obligacje się kupi, a szef rządu kupił je w najlepszym z możliwych. We wpisie internetowym zapewnił, że dochody z obligacji przeznacza na cele charytatywne i osobiście zaapelował do Donalda Tuska o ujawnienie, "ile euro poszło z Brukseli".
- To, że Morawiecki, który przywłaszczył sobie majątek publiczny, przejął popegeerowską ziemię we Wrocławiu, wartą miliony, setki milionów złotych, dzisiaj komuś każe się rozliczać z własnego majątku, to jest szczyt bezczelności - ocenia Sławomir Nitras, poseł Koalicji Obywatelskiej.
Okoliczności zakupu i sprzedaży działek przez małżeństwo Morawieckich wciąż nie do końca są jasne. Premier, wchodząc do polityki, zadbał o rozdzielność majątkową, a - mimo zapowiedzi o ujawnieniu majątków małżonek polityków - gwarantująca jawność ustawa, przyjęta przez Prawo i Sprawiedliwość, przepadła w Trybunale Konstytucyjnym. Z jednej strony mamy oświadczenia majątkowe, które jako szef rządu musi składać co roku., a z drugiej - wobec niejawnego majątku żony - szacunkowe wyliczenia dziennikarzy. Według Wirtualnej Polski dwa lata temu wartość majątku małżeństwa Morawieckich - w tym licznych gruntów i nieruchomości - sięgała 40 milionów złotych.
Źródło: Fakty po Południu TVN24