Zmiany w prawie oświatowym, które mają zwiększyć uprawnienia kuratorów kosztem samorządów, nauczycieli i rodziców, spotykają się z głośnym sprzeciwem. W poniedziałek do drzwi kuratoriów zostały przybite tezy przeciwników lex Czarnek.
Na drzwiach polskich kuratoriów umieszczano w poniedziałek tzw. tezy, by sprzeciwić się planowanym zmianom w szkole, by sprzeciwić się lex Czarnek.
- Dla mnie, jako dla nauczyciela, to jest po prostu poniżające. Nie wyobrażam sobie, żeby na przykład mówić o środkach antykoncepcyjnych i za chwilę dostać telefon, że jestem zwolniona, bo taka jest wola kuratora - mówi Ewa Pieczonka, nauczycielka w XLII Liceum Ogólnokształcącym w Łodzi.
- Nie chciałabym, żeby moja córka uczyła się w szkole, w której naczelnym hasłem jest kontrola - zaznacza Marta Szymczyk, nauczycielka.
Protestujący skupieni wokół kampanii Wolna Szkoła uważają, że zmiany w prawie oświatowym nie służą dobru ucznia i nie prowadzą do rozwoju cywilizacyjnego w Polsce.
- Gdyby lex Czarnek obowiązywało przez ostatnie lata, to ja nie miałbym w szkole wykładów na temat uzależnień, wejścia na rynek pracy czy akceptowania siebie. Ja bym miał kazania, bo tak to trzeba nazwać, na temat cnót niewieścich - uważa uczeń Marcin Adamcewicz, radny Młodzieżowego Sejmiku Województwa Dolnośląskiego.
Jedno z większych zagrożeń lex Czarnek - mówią protestujący - to wzrost uprawnień kuratorów. Jeśli kurator uzna, że dyrektor szkoły nie realizuje jego zaleceń, łatwo mu będzie go odwołać.
- Po prostu zbliżamy się do szkoły Korei Północnej - ocenia Iwona Załucka z Oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego w Sosnowcu.
Kuratorzy mają też decydować, jakie zajęcia dodatkowe z jaką organizacją społeczną będą się mogły w szkole odbyć, a jakie nie.
- W drugą stronę to nie będzie działało i inicjatywy płynące ze strony administracji centralnej będą realizowane w szkole niezależnie od tego, czy uczniowie, rodzice, dyrekcja tego chcą - twierdzi dr Iga Kazimierczyk, prezes Fundacji "Przestrzeń dla Edukacji".
Samorząd "dostarczycielem kredy"
Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek w poniedziałek tłumaczył konieczność zmian, powołując się na prawa rodziców. Na myśli miał prawdopodobnie zajęcia z edukacji seksualnej, które są zajęciami dobrowolnymi.
- Chcemy, żeby rodzice, którzy do nas zgłaszają swoje uwagi, że nie wiedzą o niektórych organizacjach, zwłaszcza w wielkich miastach takich jak Poznań, Gdańsk czy Warszawa, o organizacjach, które na siłę wchodzą do szkół, i nie wiedzą o tym, że takie, a nie inne treści przedostają się do głów ich dzieci. My chcemy zadbać o prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie ze swoim światopoglądem - przekonywał Przemysław Czarnek.
Raczej ze światopoglądem kuratora, a właściwie ministra - odpowiadają samorządowcy, którzy też protestują przeciwko lex Czarnek.
- Będzie tak, że samorząd będzie dostarczycielem kredy i takim nadzorcą budynku, dlatego że wszystkie kwestie związane z tym, jak pracują szkoły, będą realizowane, nadzorowane i koordynowane centralnie - twierdzi dr Iga Kazimierczyk.
- Minister Czarnek jedzie walcem po polskiej szkole, po polskiej edukacji i robi to sukcesywnie, systematycznie - uważa Monika Włodarczyk, radna sejmiku województwa dolnośląskiego.
We wtorek projektem zmian w prawie oświatowym, czyli tzw. lex Czarnek, zajmie się Sejm.
Autor: Renata Kijowska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24