Burza po spektaklu w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Na scenie "Klątwa" w reżyserii człowieka nazywanego teatralnym skandalistą. Episkopat prosi o modlitwę, a prokuratura może poprosić świadków o zeznania.
Aktorzy na scenie, przed teatrem protest. Przedstawienie "Klątwa" - które rzeczniczka PiS Beata Mazurek nazywa "rynsztokiem" - rozpala emocje. Padają pytania o granice tego, jak daleko w sztuce można się posunąć.
Rzecznik Episkopatu mówi wprost, że "Klątwa" ma znamiona bluźnierstwa. Chodzi o profanację krzyża oraz scenę seksu z figurą świętego Jana Pawła II.
W komunikacie Episkopatu czytamy: "Podczas spektaklu dokonuje się publiczna profanacja krzyża, przez co ranione są uczucia religijne chrześcijan, dla których krzyż jest świętością. Oprócz symboli religijnych znieważa się osobę św. Jana Pawła II, co jest szczególnie bolesne dla Polaków. (...) Odpowiedzią na spektakl 'Klątwa', który wypacza pojęcie sztuki i piękna, niech będzie modlitwa wynagradzająca za bluźnierstwo oraz promocja wartości m.in. w środkach społecznego przekazu w myśl słów: 'zło dobrem zwyciężaj!'".
Teatr broni sztuki. Przyznaje, że spektakl jest atakiem na Kościół i przemilczane afery pedofilskie, ale nie jest atakiem na wiarę. - Są momenty bluźniercze w tym spektaklu. Natomiast tak naprawdę to bluźnierstwo służy apoteozie, służy prawdzie, służy wyjściu z hipokryzji, wyjściu z zakłamania - mówi Paweł Sztarbowski z Teatru Powszechnego w Warszawie.
- Uciekanie się do opowieści o dewiacji za pomocą perwersyjnego języka nie jest dobrym pomysłem - uważa jednak dominikanin ojciec Paweł Gużyński.
Wątki polityczne
Gromy spadają także za obecne na deskach wątki polityczne. Ze sceny mają padać słowa o zbieraniu pieniędzy na wynajęcie płatnego zabójcy w celu przeprowadzenia zamachu na Jarosława Kaczyńskiego. - To jest nawoływanie do przemocy, to jest coś, co nie powinno nie tylko pojawiać się na deskach teatru, ale przede wszystkim nie powinno być finansowane z publicznych pieniędzy - uważa Beata Mazurek, rzeczniczka PiS.
- Nieprawdą jest, że na scenie odbywa się kwesta, czy zbiórka, na zabójstwo Jarosława Kaczyńskiego. To znaczy, informacja taka pojawia się w trybie przypuszczającym, jest elementem jednego z monologów dotyczącego wolności twórczej i granic tej wolności - odpiera zarzuty Sztarbowski.
- Samorząd nie jest powołany do tego, by decydować o treściach, które są przez posiadającą osobowość prawną instytucję pokazywane na scenie - broni Warszawy Tomasz Thun-Janowski ze stołecznego biura kultury.
Granice wolności
Reżyserem spektaklu jest Chorwat Oliver Friljić, który pół roku temu wywołał w Bydgoszczy skandal przedstawieniem "Nasza przemoc i Wasza przemoc". Sprawa wtedy trafiła do prokuratury. Politycy Prawa i Sprawiedliwoście nie wykluczają takiej możliwości także w tym przypadku.
Z założenia teatr jest odbiciem rzeczywistości, dlatego część twórców broni jego wolności. - Wyobrażam sobie, że widza można obrazić, obrazić jego uczucia, sprawić, że on poczuje się zdegustowany czy będzie cierpiał. No trudno. Widz może wyjść, trzasnąć drzwiami i może nawet rzucić jajkiem - komentuje Ewa Wójciak z Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu.
- Albo ma się teatr, albo ma się spokój. Teatr jest od tego, żeby wywoływał zadymę - podsumowuje krytyk teatralny Maciej Nowak.
Autor: Jarosław Kostkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN