W tym czasie, kiedy ludzie Prigożyna byli w połowie drogi do Moskwy, to polski rząd był w Bogatyni, na samym zachodnim krańcu Rzeczypospolitej. Podczas wiecu politycy Prawa i Sprawiedliwości mówili o silnej Polsce i wrogu, który może nam zagrażać. W to miejsce nie wskazywali Rosji, a Niemcy, co nie dziwi już polityków opozycji.
Premier Mateusz Morawiecki w niedzielę wizytował granicę na wschodzie. Mówił o Rosji jako kraju agresywnym i barbarzyńskim, a także o tym, jak w sobotę sytuację związaną z buntem Grupy Wagnera konsultował z zachodnimi sojusznikami. - Unia Europejska jest naszym wspaniałym sojusznikiem. Jest miejscem, w którym jesteśmy, będziemy, mamy dobre relacje, mamy przyjazne relacje z ogromną większością krajów - zapewniał szef rządu w niedzielę.
Jednak w sobotę w Bogatymi ani szef rządu, ani inni politycy PiS-u nie mówili tak ciepło o Unii Europejskiej czy o sąsiadach. Szukali wroga i tych, którzy mu pomagają. - Ta ukryta opcja niemiecka w polityce polskiej - trafiła kosa na kamień. Nie pozwolimy jej pójść dalej - mówił premier.
Wróg został zdefiniowany - mamy, według polityków opozycji, powtórkę z historii, bo 800 plus nie zadziałało, a wyborcy - wbrew rządowej propagandzie - zorientowali się, że ręce polityków Zjednoczonej Prawicy coraz głębiej sięgają do ich kieszeni. - Jak już nic mnie idzie, a nie idzie, to trzeba znowu uderzyć w ten sam bębenek: zła Unia Europejska, zła Komisja Europejska, nie będą nam rozkazywać, my tak naprawdę wiemy, co jest najlepsze - uważa Tomasz Trela, poseł Lewicy.
Ziobro o dyktacie berlińsko-brukselskim
Na wiecu Jarosław Kaczyński przekonywał, że Zjednoczona Prawica chce Polski w Unii Europejskiej, ale nie takiej, jaką ona jest. Twierdził, że wszystkim naszym sąsiadom życzy dobrze, ale są tacy, którzy nie cieszą się z sukcesu Polski. - Tego sukcesu, który doprowadza do stanu wielkiego zdenerwowania niektórych naszych sąsiadów, a szczególnie jedno państwo sąsiednie i doprowadza do jeszcze większego zdenerwowania ludzi tego państwa tu w Polsce - wskazywał prezes PiS.
Gdyby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości o kogo chodzi, to szybko wyjaśnił to koalicjant Prawa i Sprawiedliwości, używając porównań i słów wręcz z czasów wojny. - Turów stał się symbolem, symbolem polskiego oporu wobec dyktatu berlińsko-brukselskiego - podkreślał Zbigniew Ziobro, lider Suwerennej Polski.
Nie Moskwa, nie agresywny sąsiad, który od lat prowadzi otwartą, krwawą wojnę na wschodzie, a Berlin i Bruksela są tymi, którzy, według Zjednoczonej Prawicy, nam zagrażają i mówią to ludzie, przez których Polska wciąż nie dostała miliardów euro z KPO.
- Ponieważ oni nie przywrócą praworządności i demokracji, to za moment będzie opowiadana historia, że jak już nie mamy tych pieniędzy, to po co nam ta Unia - uważa Izabela Leszczyna, posłanka Koalicji Obywatelskiej.
W sobotę Adam Bielan - zdaniem opozycji - jeden z najbardziej skompromitowanych polityków prawicy, oskarżany przez współpracowników o wpływ na sytuację w NCBiR, skąd wyprowadzano miliony złotych, mówił, z czym kojarzyło mu się wystąpienie kanclerza Olafa Scholza o przyszłości Unii Europejskiej. - Miałem nieodparte wrażenie, że słowa wypowiedziane półtora roku temu przez pana prezesa Kaczyńskiego o chęci budowy IV Rzeszy, są niestety bardzo trafne - mówił eurodeputowany PiS.
Te wszystkie słowa polityków PiS-u padły pod adresem współpracującego z Polską Zachodu. Tymczasem wojna i agresor jest na wschodzie.
Źródło: Fakty TVN