Pani Marlena 24 godziny na dobę będzie pacjentem słyszącym. Tylko ona i operujący lekarze wiedzą, w którym miejscu pod skórą został wszczepiony implant. Lekarze ze Światowego Centrum Słuchu w Kajetanach pod Warszawą przeprowadzili pionierską operację. Mają powody do dumy.
Pierwszy na świecie całkowicie wszczepiany pod skórę implant słuchowy działa zgodnie z oczekiwaniami lekarzy u pacjentki z częściową głuchotą. To 37-letnia pani Marlena, która wystawi ostateczną recenzję.
- Jest jedyną taką osobą w świecie, która może powiedzieć, jak to działa. My możemy mówić o tym, że to działa, my możemy opierać się na badaniach przedklinicznych i badaniach klinicznych, natomiast ona jest użytkownikiem i ona jest najbardziej prawdziwa w tym wszystkim, co powie - komentuje prof. Henryk Skarżyński, dyrektor Światowego Centrum Słuchu w Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach.
Pani Marlena do operacji używała tradycyjnego implantu ślimakowego, dlatego będzie mieć porównanie. I oprócz lekarzy tylko ona będzie wiedzieć, że ma pod skórą supernowoczesny implant.
- To nie jest tylko kwestia estetyki, ale właśnie tego, że pacjent przez cały czas, przez 24 godziny funkcjonowania swojego, jest pacjentem słyszącym - zwraca uwagę prof. Elżbieta Włodarczyk, specjalistka audiologii i foniatrii, surdologopedka z Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Katowicach.
Oprócz centrum w Kajetanach badania kliniczne nad nowymi implantami prowadzą ośrodki w Belgii i w Niemczech.
Od wyników tych badań zależy, kiedy najbardziej zaangażowane technologicznie narzędzie w leczeniu słuchu wejdzie do powszechnego użytku.
- Po kilku urządzeniach będzie ich ewaluacja, analiza i dopiero wtedy będą one dostępne na rynku. Myślę, że stanie się to nie wcześniej niż za rok, za dwa i wtedy będziemy wiedzieli, jakie są możliwości, aby było to refundowane - wskazuje prof. Piotr Skarżyński ze Światowego Centrum Słuchu w Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach.
Popłakać się można tylko ze szczęścia
Czekać na powszechny dostęp do najnowocześniejszych technologii nie trzeba jednak tak, by słyszeli o tym wszyscy sąsiedzi. Procesor zewnętrzny w tradycyjnym implancie słuchowym u pani Reginy widać, ale cóż z tego, skoro zdecydowanie poprawiła się jakość jej życia.
- Ktoś do mnie mówił, to ja słyszałam, że mówi coś, ale nie rozumiałam, co on do mnie mówi. Ja mówię: "powtórz jeszcze raz, bo ja cię nie rozumiem", a teraz nie ma tego - opowiada Regina Chłopecka.
I taki komfort pani Regina ma na koszt NFZ po 20-minutowym zabiegu. - Po dwóch, trzech tygodniach od operacji zaczepiamy procesor - wyjaśnia Grzegorz Grajewski, inżynier kliniczny.
CZEKAJ TAKŻE: Maleje liczba dzieci i młodzieży, które są poddawane obowiązkowym szczepieniom. Problem jest poważny
W szpitalu w Łodzi można popłakać się tylko ze szczęścia, bo nie trzeba czekać na zabieg w kolejce. To dla seniorów szczególnie ważne. - Bardzo byśmy chcieli, żeby możliwość dostępu do tego typu zabiegów zwiększyć i świadomość i personelu medycznego, i pacjentów, że jest taka możliwość, też zwiększyć - komentuje dr Beata Kociszewska, kierowniczka oddziału laryngologii Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala im. Mikołaja Pirgowa w Łodzi.
Bo również tradycyjne implanty podążają za technologią. - Przymierzamy je "na sucho", no i wtedy się okazuje, że powrócili do tego świata lepszych dźwięków, prawdziwych, takie, które słyszą osoby z dobrym słuchem - mówi Paulina Podlawska-Nowak, specjalistka laryngologii Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala im. Mikołaja Pirgowa w Łodzi.
Lekarze nazywają to efektem "wow".
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24