Stowarzyszenie In Vitro Bez Granic zbiera podpisy pod żądaniem przywrócenia rządowego programu refundującego metodę in vitro. Za rządów Platformy Obywatelskiej i PSL program pomógł w przyjściu na świat ponad 22 tysięcy dzieci. Prawo i Sprawiedliwość po objęciu władzy przerwało finansowanie i zastąpiło program innym, który - według danych resortu zdrowia - w 15 miesięcy doprowadził do 209 poczęć. Pary, które mają problemy z płodnością, wydają na in vitro majątek.
Diagnoza niepłodności to zawsze bolesny cios. - Ja bardzo to przeżywałam, ponieważ odkąd pamiętam chciałam zostać mamą - wspomina Narine Szostak, twórczyni akcji "#JestemN97".
U Narine, po dwóch latach starań o dziecko, lekarze rozpoznali niedrożność jajników. Kobieta dalej próbowała zajść w ciążę. Skuteczne okazało się in vitro.
- Pierwszy transfer nieudany, czarna rozpacz. Drugi transfer udany, (dziecko - przyp. red.) pięć lat chodzi już tutaj po świecie - opowiada Narine.
Aby skorzystać z metody in vitro - poza determinacją obojga rodziców - potrzebne były niemałe pieniądze, które Narine i jej mąż musieli zdobyć sami.
- To były koszta rzędu, ostatnio robiłam wyliczenia, około 36 tysięcy złotych - zdradza kobieta.
Pieniędzy na in vitro nie ma ogromna część par mierzących się z niepłodnością, których - według Ministerstwa Zdrowia - jest w Polsce półtora miliona. Jedną z nich jest Roksana Hermannová z mężem. O dziecko starają się od ponad sześciu lat.
- Nas też nie było stać. Składaliśmy bardzo długo pieniądze, bo wiadomo też, że nie każdy ma nagle, z dnia na dzień, 20-30 tysięcy złotych - mówi Roksana.
Walka o przywrócenie refundacji
Odpowiedzią na problem jeszcze sześć lat temu był Rządowy Program Leczenia Niepłodności, który finansował próby pozaustrojowego zapłodnienia. W latach 2013-2016 skorzystało z niego 17 tysięcy par, co doprowadziło do narodzin ponad 22 tysięcy dzieci. Mimo to - po objęciu władzy - Prawo i Sprawiedliwość przerwało finansowanie. Swoje programy uruchomiła wtedy część samorządów.
O przywrócenie państwowej pomocy walczy teraz Stowarzyszenie In Vitro Bez Granic.
- Czytam komentarze, że przy obecnym rządzie to nic nie da. Niestety, jeżeli będziemy milczeć, nie będziemy mówić: mamy problem, potrzebujemy pomocy - to się nie zmieni - uważa założycielka stowarzyszenia Roksana Hermannová.
- Są oczywiście takie osoby, które na dzień dzisiejszy nawet publicznie są przeciwko in vitro, a mają po prostu dzieci z in vitro - zwraca uwagę dr Jarosław Leśniczak, koordynator Pododdziału Patologii Ciąży Szpitala Specjalistycznego "Inflancka" w Warszawie.
Pod petycją do marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego i prezydenta Andrzeja Dudy do sobotniego popołudnia podpisało się ponad 26 tysięcy osób. Autorki liczą na większe wsparcie, by ich prośba została wysłuchana. Wielu podpisom towarzyszą komentarze z opisem kosztów leczenia i sytuacji, w której - z powodów finansowych - pary musiały przerwać starania o dziecko.
- To jest istota in vitro, żeby dać szansę tym, którzy dzisiaj jej nie mają na macierzyństwo, na ojcostwo. Więc oczywiście ja cały sercem będę to wspierał - podkreśla Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej.
Na pytanie o to, czy obecny rząd rozważa przywrócenie finansowania procedury in vitro, nie odpowiedziało nam ani Ministerstwo Zdrowia, ani premier Mateusz Morawiecki. Sprawy nie komentuje też Konstanty Radziwiłł, który w chwili odstąpienia od programu, stał na czele resortu zdrowi.
- Mówimy w tej chwili tylko o programie finansowanym ze środków publicznych za setki milionów, na który nas nie stać - argumentował w 2015 roku decyzję Radziwiłł.
Program, którym rząd zastąpił refundację metody in vitro - według danych Ministerstwa Zdrowia - w 15 miesięcy doprowadził do 209 poczęć.
Autor: Maria Mikołajewska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24