Pięcioletni Hubert został porzucony przez rodziców zaraz po urodzeniu. Odkąd leczy się w Warszawie, kradnie serce każdemu, kto go zobaczy, ale wciąż nie spotkał nikogo, kto by mu zastąpił rodziców i pokochał na całe życie. Wyjątkowo oddana jest mu matka innej małej pacjentki. Ciągle się o niego troszczy i bardzo się martwi, bo Hubert zasługuje na lepszy los.
"To jest nasz księciunio". Słoneczko, księciunio, a nie "roślina" - choć wielu taki los osieroconemu Hubertowi pisało. Nie pomylili się o tyle, że właśnie rozkwita, odkąd trafił do Centrum Zdrowia Dziecka, odkąd poznał panią Agnieszkę, która leczyła tu swoją córkę.
- Jedna z sióstr poprosiła (...) o pożyczenie zabawki mojej córeczki. I jak go zobaczyłam, to od tej pory jestem z nim. Jest mi bardzo bliski. Bardzo - wspomina pani Agnieszka.
Pani Agnieszka prosi o anonimowość. Nie przyjeżdża do pięciolatka dla poklasku. - To mi dodaje skrzydeł i cieszę się, że mogę spowodować, że Huber się uśmiecha. Inne dzieci też są biedne, ale mają koło siebie kogoś, kto przytuli, a Hubert nie - mówi.
"Dotyka twarzy, szuka kontaktu"
Porzucony po przedwczesnym urodzeniu Hubert ma liczne zaburzenia i niedorozwoje. Nigdy nie będzie w pełni sprawny, zawsze będzie wymagał opieki.
- Te jego rurki, to proszę się nie zniechęcać, bo to do usunięcia. Najważniejsze, że ma szansę, że będzie chodził i mówił, i jadł normalnie - podkreśla pani Agnieszka.
Takie postawili sobie w Centrum Zdrowia Dziecka zadania. Hubert już nie leży cały czas w łóżku, nie bije się po głowie, jak wcześniej. Przybrał na wadze, chętnie ćwiczy.
- Dotyka twarzy, szuka kontaktu. Takie fajne dziecko, które tu ściąga inne dzieci z oddziału - mówi prof. Małgorzata Łukowicz, kierownik Kliniki Rehabilitacji CZD. - To jest niezwykłe, jak to dziecko dostaje tę miłość, ono prowokuje wręcz, żeby mu ją dawać - dodaje.
Z kochaniem trzeba się śpieszyć
Rehabilitacja z Pediatrią wręcz wyrywają sobie Huberta. Na którykolwiek oddział trafia, jest przy nim pani Agnieszka. Pierze ubranka, organizuje urodziny. A przecież ma swoją pracę i swoje chore dziecko. Postępy Huberta w krótkim czasie to także jej zasługa. - Wstaję o 5 rano, żeby się wyrobić - tłumaczy.
- Jeżeli tylko da się serce, da się opiekę, to te dzieci są w stanie wstać, pójść do przodu - mówi pediatra Mirela Wadecka z CZD.
Córka pani Agnieszki chciałaby mieć takiego brata, ale to niemożliwe. Pani Agnieszka musi się skupić na ratowaniu jej zdrowia. - Moim marzeniem jest, żeby adoptował go ktoś z okolic Warszawy, chociaż pewnie i mnie dostanie w pakiecie - śmieje się.
Niedawno roczny kolega Huberta, także sierota, mimo wysiłków lekarzy, zmarł. Nie doczekał, by go ktoś pokochał.
Autor: Renata Kijowska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN