Groziła im amputacja nóg, ale zostały uratowane! Tak zmienia się medycyna. Dzieci, którym lekarze zrekonstruowali nogi, w poznańskim szpitalu spędziły długie lata leczenia i rehabilitacji. Teraz wróciły tam na piknik. By świętować, ale też dać nadzieję innym pacjentom.
Bianka Legutko spod Nowego Sącza to bardzo uzdolniona dziewczynka. Nie tylko gra na gitarze, ale też pływa, choć urodziła się z poważną wadą nóg. - Lubię pływać żabką, bo nogi się trudno układają, ale za to ręce mi już idą - tłumaczy.
Biance po urodzeniu groziła utrata nogi, bo do niedawna takich wad lekarze nie potrafili leczyć. Terapia była prosta: amputacja, a potem proteza.
- Ja byłam pewna, że Bianusia będzie miała amputowaną stopę, tylko nie wiedziałam, na jakim etapie - mówi Anna Legutko, mama Bianki.
Mai Sarneckiej spod Szczecina też groziła amputacja. - Każda matka cieszy się, jak zdrowe dziecko zaczyna chodzić, a jak takie chore, które ma skrót, i to dosyć spory?... I ono się przewraca, wstaje i idzie dalej, przewraca się, wstaje i idzie dalej? To jest szczęście ogromne! - cieszy się Renata Sarnecka, matka Mai.
Maja i Bianka chodzą, choć kuleją. Jest jednak szansa, że w przyszłości po wadach nie będzie śladu. To efekt rewolucji, jaka dokonała się na świecie w ortopedii w ciągu ostatniej dekady.
Gwałtowny rozwój medycyny
Oto kolejny przykład - z Izraela. Dani Jakobson w zeszłym roku w wyniku wypadku stracił aż siedem centymetrów kości nogi. Po wypadku nie ma śladu. Mężczyzna nie potrzebuje protezy, bo lekarze wyhodowali mu brakującą kość z tkanki tłuszczowej. To koniec ery metalowych blach.
- Po dwóch miesiącach otrzymujemy żywą, odbudowaną kość, która jest identyczna jak ta pacjenta - tłumaczy prof. Shai Meretzki, biotechnolog.
Co chwila pojawiają się nowe techniki, metody i materiały. Jaka jest skala zmian, widać było w Poznaniu na pikniku zorganizowanym przez Ortopedyczno-Rehabilitacyjny Szpital Kliniczny im. Wiktora Degi. Z całego kraju przyjechały tu dzieci z ocalonymi nogami.
Bianka wie, że będzie nie tylko dobrze chodzić, ale i dobrze wyglądać. Ma w związku z tym plany na wiele lat.
- Jak będę miała osiemnaście lat, to tata mi zrobi takiego kwiatka wielkiego, taki tatuaż - zdradza. - Bo długie są kwiatki i ukryją blizny - dodaje.
Do tego czasu na blizny pewnie też znajdzie się lekarstwo.
Autor: Marek Nowicki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24