42 kilogramy ważył guz, który wycięli pacjentce lekarze z Zielonej Góry. Operacja trwała osiem godzin. 58-letnia kobieta zdecydowała się na nią dopiero po 10 latach, gdy nie mogła już chodzić. Nowotwór stanowił prawie połowę masy ciała kobiety.
Traciła równowagę i nie mogła już chodzić - dopiero wtedy 58-letnia kobieta postanowiła szukać pomocy. Operacji ratującej życie podjął się zespół profesora Dawida Murawy. To była ostatnia deska ratunku.
Pacjentka do szpitala trafiła w fatalnym stanie. 58-latka nie wstawała już z łóżka. Lekarze mówią wprost, że kobieta była zjadana przez narośl. - Ten guz praktycznie czerpał wszystko z jej ciała - opowiada profesor Dawid Murawa, chirurg, onkolog ze Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze. - Pacjentka była skrajnie niedożywiona - dodaje.
Przy wadze 98 kilogramów guz stanowił prawie połowę masy ciała kobiety. 42-kilogramowy guz usunięto po ośmiu godzinach operacji. Zaangażowano kilkunastu specjalistów. Same żyły, którymi odżywiał się guz, miały średnicę pięciu centymetrów.
Strach przed operacją
Guz został wykryty już 10 lat temu, ale kobieta zwlekała, bo bała się operacji. Narośl pojawiła się w okolicach jednego z jajników. Zagrożona była praca wielu organów. - (Guz - przyp. red.) uciskał praktycznie całe jelita, całą jamę brzuszną, wypychał przeponę do góry. Pacjentka nie była w stanie utrzymać pozycji innej niż na boku - opowiada Bartosz Kudliński, anestezjolog ze Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze.
Guz, zdaniem lekarzy, nie jest złośliwy. To nowotwór, ale nie rak. - To najcięższy guz usunięty, jeżeli chodzi o polską chirurgię, dlatego że największy guz do tej pory ważył 35 kilogramów - mówi profesor Dawid Murawa.
Autor: Jarosław Kostkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Szpital Uniwersytecki w Zielonej Górze