Są szybcy i niebezpieczni, a swoimi wyczynami chwalą się w mediach społecznościowych. Imponuje im prędkość, pisk opon i ryzyko. Uczestnicy nielegalnych wyścigów umawiają się za pośrednictwem szyfrowanych komunikatorów i nie boją się konsekwencji. - Straciłem prawko dziewięć razy, ale to, oczywiście, nie przeszkadzało mi w tym, żeby jeździć - stwierdził jeden z uczestników.
Materiał stworzony na podstawie serii reportażowej "7 żyć" dostępnej w TVN24 GO.
Zobacz więcej: "Lubię zap***dalać". Prędkość, brawura, śmierć - reportaż Olgi Orzechowskiej w TVN24 GO
Gdy zapada zmrok, na ulicach największych polskich miast rozgrywa się śmiertelnie niebezpieczny spektakl. W nielegalnych ulicznych wyścigach regularnie bierze udział nawet po kilkuset kierowców.
- Było bardzo wiele sytuacji, w których siebie bym zabił, zabiłbym drugą osobę: pieszego, pasażera swojego - opowiada uczestnik nielegalnych wyścigów ulicznych.
Dzięki systemowi QR kodów i szyfrowanym komunikatorom w środowisko uczestników nielegalnych wyścigów ulicznych przeniknęła dziennikarka TVN24 Olga Orzechowska - autorka serialu reporterskiego "7 żyć" opowiadającego o społecznym przyzwoleniu na łamanie limitów prędkości na drogach.
Uczestnicy wyścigów mają świadomość, że igrają ze śmiercią. - Zawsze można kogoś uderzyć, bo to jest łamanie przepisów, jeżeli chcemy się szybko przemieścić z punktu A do punktu B - mówi uczestnik nielegalnych wyścigów ulicznych.
Podczas nielegalnego wyścigu, którego świadkiem była dziennikarka TVN24, jego uczestnicy przez centrum miasta przejechali, pięciokrotnie przekraczając limit prędkości. Jak zwróciła uwagę Orzechowska, kierujący jechali wtedy "230 czy nawet 260 kilometrów na godzinę".
Zabawa w kotka i myszki
Uczestnicy wyścigów swoimi wyczynami chwalą się w mediach społecznościowych.
- Punkt zbiorczy, punkt B gdzieś poza miastem, Piaseczno czy Łomianki. Obstawialiśmy sobie zakłady, kto pierwszy ten lepszy, w dane miejsce. Zakładaliśmy się o pieniądze. Wtedy nie było limitów, wtedy wszystkie czerwone, wtedy wszystkie ciągłe: wtedy nas radiowozy goniły - mówi uczestnik nielegalnych wyścigów ulicznych.
- To już wtedy ganiają policjanci. Są nieoznakowane radiowozy i trzeba uważać - dodaje kolejny uczestnik.
Policjanci, jak mówią, są świadomi ogromnego niebezpieczeństwa.
- Nie da się bezpiecznie przeprowadzić interwencji wobec na przykład 200 osób. Policjant też musi być podczas takiej interwencji bezpieczny - twierdzi kom. Robert Opas z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji.
- Spisują dwie, trzy osoby. Dwa, trzy auta, za jakiekolwiek rzeczy, za brak blach - opowiada o działaniach funkcjonariuszy jeden z uczestników wyścigów.
Gdy dochodzi do interwencji policji, pozostali uczestnicy często przejeżdżają w inne miejsce. Za pośrednictwem komunikatorów społecznościowych uczestnicy wysyłają sobie wiadomości i dalsze instrukcje.
"Straciłem prawko dziewięć razy"
Nielegalne przejazdy coraz częściej kończą się tragicznie. Jak na przykład wypadek samochodu marki Audi, który - jak przekazali policjanci - z niewiadomych przyczyn uderzył w słup. Autem jechało trzech młodych mężczyzn. W wyniku tego zdarzenia ponieśli śmierć.
- Wypadki są, były i będą - zaznacza uczestnik nielegalnych wyścigów ulicznych.
Dedykowane grupy na Facebooku śledzą dziesiątki tysięcy osób, a organizatorzy wyścigów sprzedają własne linie ubrań i naklejki z hasłem: "Lubię zapie***lać".
- Ja tego nie robię dla innych, tylko dla siebie. Straciłem prawko dziewięć razy, ale to, oczywiście, nie przeszkadzało mi w tym, żeby jeździć - komentuje uczestnik wyścigów.
Policjanci jednak są z siebie całkiem zadowoleni. - Nie, nie czujemy się bezsilni. Czujemy, że jest to sfera, gdzie jest jeszcze wiele do poprawienia - ocenia kom. Robert Opas.
Autor: Wojciech Bojanowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24