13 grudnia - w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce - planowany jest protest branży hotelarskiej i gastronomicznej. Tym razem z gór do Warszawy mają przyjechać właściciele i pracownicy hoteli i restauracji. Ci, którzy obawiają się, że przez krótsze ferie w jednym terminie i wszystkie restrykcje do wiosny mogą już nie dotrwać.
Hotelarze, restauratorzy, szeroko rozumiana branża turystyczna, a także wszyscy ci, których mogą dotknąć zimowe obostrzenia, skrócenie ferii i zakaz przyjmowania turystów, mówią "dość".
13 grudnia chcą pokazać w Warszawie, jaka jest kondycja polskiego przedsiębiorcy, pracodawcy i pracownika.
- 13 grudnia, w samo południe, my będziemy po tej samej stronie, co pamiętnego 13 grudnia - po stronie opozycji. Mam nadzieję, że pan Kaczyński nie będzie spał do południa - zapowiada Piotr Zygarski z hotelu "PRL" w Zakopanem.
Protestujący do Warszawy chcą przywieźć "prezenty" dla premiera i prezydenta, i nie będzie to dowód wdzięczności za otwarcie stoków narciarskich.
Przedstawicieli branży hotelarskiej nie przekonują wypowiedzi polityków, a w tym między innymi komunikat prezydenckiego ministra Pawła Muchy, który na antenie Radia Zet stwierdził, że "pan prezydent troszczy się o zdrowie publiczne i troszczy się o stan polskiej gospodarki".
- Pan prezydent, mam nadzieję, nie pojeździ w tym roku na nartach, tylko pojeździ na swoich partyjnych kolegach, że nie robią nic - mówi Zygarski.
Zamknięcie hoteli "jest gwoździem do trumny"
Południe Polski przygotowuje się do sezonu zimowego. Przedstawiciele branży podkreślają, że naśnieżanie stoku kosztuje około 20 tysięcy złotych dziennie. Weekendowi narciarze nie zapewnią im przetrwania, dlatego liczą, że rząd zmieni zdanie i otworzy hotele oraz restauracje.
- Zamknięcie obiektów na okres sezonu, który się teraz zbliża, dla branży turystycznej jest gwoździem do trumny - twierdzi Maciej Curlej z apartamentu "Cztery Pory Roku" w Kościelisku.
We wtorek na komisji sportu przedstawiciele branży turystycznej przedstawiali swoje propozycje dotyczące zachowania bezpieczeństwa i reżimu sanitarnego. Domagali się również wydłużenia ferii zimowych do 10 tygodni.
Być może dla branży pojawia się nadzieja. - Może się okazać, że sytuacja epidemiologiczna pozwoli na takie zmodyfikowanie pewnych decyzji - mówił na posiedzeniu komisji Andrzej Gut-Mostowy, wiceminister rozwoju, pracy i technologii.
Na razie nie wiadomo, kiedy zostaną zniesione obostrzenia, ale jak słyszymy - bez wydłużenia ferii, bez zgody na to, by w hotelach czy restauracjach jednorazowo mogło być tyle osób ile choćby w kościołach, to dla wielu ten sezon może być ostatnim.
- Ta branża nie ma szans, żeby żyć bez turystów - ocenia Jerzy Pokój z "Western City" w Ściegnach.
- Jeżeli w tym roku nie będzie zimy, to w przyszłym roku nie będzie już Karpacza zimą - dodaje Anna Stelmach z restauracji Wrzosówka w Karpaczu.
Restauratorzy i hotelarze cały czas przypominają, że turysta musi mieć gdzie odpocząć, musi mieć gdzie zjeść, a same zakazy wszystkich nie powstrzymają.
- Przyjadą, przyjadą, bo tego typu obostrzenia zaczynają ludzi uczyć kombinatoryki, jak ja to nazywam - twierdzi Szczepan Karpiel-Bułecka, mistrz Polski we freeskiingu.
Autor: Paweł Płuska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24