Bezradność i frustracja mieszkańców wsi pod Poznaniem. Mówią, że w powietrzu nad posesjami latają kule, a hałas nie pozwala na normalne życie. Chodzi o strzelnicę. Według jej właściciela wszystko jest zgodnie z przepisami, a za zagubione kule mogą odpowiadać myśliwi.
Potłuczone szyby, zniszczona od pocisków elewacja. To nie Dziki Zachód, tylko podpoznańskie Skrzynki. Według mieszkańców za latające kule odpowiada strzelnica. W ubiegłym roku jeden z pocisków przebił szybę w warsztacie firmy transportowej.
- Kula uszkodziła szybę, wpadła do pomieszczenia warsztatu. Odbiła się od spojlera opuszczonej kabiny ciągnika siodłowego i spadła na ziemię. Została znaleziona przez pracownika - mówi Maciej Pinczak z firmy Bednarek Transport. Strzelnica jest położona kilkaset metrów w linii prostej od firmy. Sprawa trafiła na policję.
- W trakcie prowadzonego dochodzenia nie zdobyliśmy żadnych materiałów dowodowych, które by wskazywały na to, że te szyby mogły być wybite przez rykoszety - informuje młodszy inspektor Andrzej Borowiak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.
Ku zaskoczeniu właściciela firmy i mieszkańców Skrzynek postępowanie zostało szybko umorzone. - Sprawdziliśmy, że w tym okresie z tej strzelnicy nie korzystały żadne osoby, więc rzeczywiście ta sprawa jest dość dziwna, ale została zakończona - mówi Andrzej Borowiak.
"Pojedynek" mieszkańców z właścicielem strzelnicy w Skrzynkach trwa od lata 2022 roku, czyli od momentu powstania obiektu.
- Strzały wychodzą poza strzelnicę, latają nad głowami. Nawet nie nad głowami, bo te strzały w zeszłym roku wleciały do mieszkania - opowiada Marzena Marcinkowska, mieszkanka Skrzynek.
Właściciel strzelnicy rzuca podejrzenie na myśliwych
Jeszcze zanim strzelnica zaczęła działać, na jej otwarcie nie chciał zgodzić się burmistrz. Przez blisko rok unikał podpisania regulaminu. Podpis złożył, gdy pojawiła się groźba sądu. Jednak w ostatnim czasie prosił Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji o wycofanie jego zgody pod regulaminem.
- Długo żeśmy walczyli, żeby zostało to zrealizowane w taki sposób, w jaki oczekiwałaby gmina i mieszkańcy - mówi Włodzimierz Pinczak, burmistrz Stęszewa.
- Skończyliśmy budowę, był problem z podpisaniem regulaminu. Walczyliśmy o to dwa lata. Regulamin został podpisany. Strzelnica została wykonana zgodnie z projektem, z pełnymi pozwoleniami - wskazuje Michał Sobczak, właściciel strzelnicy.
CZYTAJ TAKŻE: Dla nich to weekend wypełniony prezentami, wzruszeniami i radością. "Ludzie potrafią otworzyć swoje serca" Gminie, mimo prób, nie udało się powstrzymać inwestycji. Strzelnica została otwarta. - Po czym zaczęły się głosy, że spodki lądują, że latają kule, że inne dziwne rzeczy - mówi Michał Sobczak.
Właściciel tłumaczy, że kule, które wpadły do firmy i na prywatne posesje, nie pochodzą z jego strzelnicy. - Było podejrzenie, że kule latają od nas, a podejrzenie jest z tego, co wiem, że są od myśliwych. Nie będę się na ten temat wypowiadał, bo postępowanie prowadzi prokuratura - wskazuje Michał Sobczak.
- No, takie zrzucanie winy na myśliwych. My mamy akurat kontakt z prezesem koła, który tutaj działa lokalnie, i zapewniono nas, że tego dnia, w którym te kule opuszczały strzelnicę, nie były prowadzone polowania - zauważa Iwona Skibińska-Talukder, sołtyska Skrzynek.
Strzelnica znajduje się zaledwie kilkaset metrów od domu
Mieszkańcom Skrzynek doskwiera także hałas ze strzelnicy. Obiekt powstał na polu, kilkaset metrów od ich domów. - Każdy strzał dolatuje do nas z takim nasileniem, że nie jesteśmy w stanie korzystać z ogrodów, tarasów. Nawet w domu słyszymy te strzały - mówi Danuta Skóracka, mieszkanka Skrzynek.
Sprawę zgłosili do burmistrza i dalej, między innymi do nadzoru budowlanego. - Wszystkie odpowiedzi, które przyszły, były niekorzystne dla nas - mówi Danuta Skóracka.
Sprawa regularnie trafiała na policję. W miejscu działania strzelnicy hałas nie może przekroczyć 50 decybeli. - Na pewno broń palna emituje jakiś hałas, dlatego wykonaliśmy pomiary i pomiary były w normie - wskazuje Michał Sobczak.
- Mamy badania na to, że jednak przekracza normy ten hałas, który się stamtąd wydobywa - informuje Krzysztof Skóracki, mieszkaniec Skrzynek.
Z pomiarów dokonanych na zlecenie mieszkańców wynika, że strzelnica jednak przekracza normy o blisko 18 decybeli. - Nasi policjanci z wydziału postepowań administracyjnych bezpośrednio zaangażowali się w kontrolę tego miejsca pod kątem osób, które z tej strzelnicy korzystają - przekazuje Andrzej Borowiak.
Rzeczywiście, na miejscu trafiliśmy na patrol z komendy wojewódzkiej. Policjanci odjechali po krótkiej chwili spędzonej przed zamkniętą bramą strzelnicy.
- Tacy ludzie jak my, robimy oddolną inicjatywę i jesteśmy nękani - mówi Maciej Sobczak. - Jedyna nadzieja w tym, że na starość ogłuchnę i nie będę tego słyszał - komentuje Krzysztof Skóracki.
Mieszkańcy rozkładają ręce. Tłumaczą, że w tej batalii skończyła im się amunicja.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24