Każdy kolejny dzień pokazuje, jakie spustoszenie poczyniła powódź. Jej niszczycielska siła zabrała wielu ludziom wszystko - domy, miejsca pracy, gospodarstwa. Niektórzy powodzianie muszą mierzyć się ze skutkami żywiołu podobnie jak w 1997 roku. Pomagają sobie nawzajem, pomagają im inni.
- Człowiek porobił wszystko. Wszystko stracił po raz drugi - podsumowuje Łucja Kasprzyk, mieszkanka wsi Wronów. Pani Łucja doskonale pamięta powódź z 1997 roku, wtedy jeszcze żył jej mąż. Teraz ze skutkami żywiołu musi zmierzyć się sama. Jej dom miały odziedziczyć ich dzieci.
Bezsilność, bezradność, strach - to emocje, które towarzyszą mieszkańcom nie tylko we wsi Wronów w Opolskiem, ale wszędzie tam, gdzie woda zniszczyła drogi, domy i gospodarstwa rolne.
- Poszedł dorobek całego mojego życia. W wieku już takim emerytalnym, w jakim jestem, powinnam już sobie spokojnie żyć, a tutaj, niestety, przewróciło mi się wszystko do góry nogami - mówi pani Małgorzata, mieszkanka wsi Trzebieszowice.
Wraz z domem zawalił się świat nie jednej rodziny. Pani Agacie żywioł zniszczył nie tylko dach nad głową. Razem z mężem prowadzili gospodarstwo agroturystyczne. Silny nurt wody porwał domek letniskowy i przeniósł go kilkadziesiąt metrów dalej. - Momentami wydaje mi się, że jakoś będzie lepiej, a później tracę nadzieję i światełko to znika - mówi pani Agata, mieszkanka wsi Radochów.
Uczą się żyć od nowa, choć nie jest łatwo, bo w pamięci wciąż są obrazy z powodzi. Kiedy wieś Wronów niemal zniknęła pod woda, pani Anna razem z sąsiadami była ewakuowana. Jej mąż został w domu, żeby opiekować się zwierzętami.
- To jest bardzo przerażające i nikomu tego nie życzę - mówi Anna Solarz, mieszkanka wsi Wronów. - Ci, którzy teraz wiedzieli, że idzie woda, to po prostu otwierali drzwi, okna, żeby woda zabrała rzeczy ze sobą, bo mniej sprzątania - dodaje pan Mirosław, znajomy pani Anny.
Potrzebują nie tylko narzędzi i środków chemicznych do sprzątania
Niektórzy wrócili do swoich domów, już jak woda opadła. - Drugi dzień skuwamy tynki, bo to w tym momencie jedyne, co można zrobić, to skuć wszystko do gołej cegły, wstawić osuszacze i czekać, aż to wyschnie, i dopiero, jak cegły wyschną, a z nich po prostu leje się woda, dopiero będzie można robić coś więcej - mówi Dariusz Mielcarzewicz, mieszkaniec wsi Wronów.
- Rok czasu będziemy to wszystko osuszali, żeby to wyschło, bo mury nasiąkły, za długo woda stała - ocenia Maria Oszust, mieszkanka wsi Wronów.
Mieszkańcy potrzebują nie tylko narzędzi i środków chemicznych do sprzątania, osuszania, ale przede wszystkim siły. - Muszę mieć te siły, ponieważ codziennie się coś robi i jest dużo rzeczy do uporządkowania - mówi pani Małgorzata, mieszkanka wsi Trzebieszowice.
- Ja sobie popłaczę, ponarzekam, ale wiem też, że jestem też mocna. Znajomi mnie znają i wiedzą, że ja się nie poddam, ja będę walczyć o to - zapewnia pani Agata.
W tej walce pomagają żołnierze. Wynosili z zalanych domów zepsuty sprzęt i meble. - Dziękujemy, bo wojsko zrobiło tutaj kawał dobrej roboty - przekazuje Dariusz Mielcarzewicz.
"Powódź nas zjednoczyła"
Bez wsparcia rodziny, znajomych, sąsiadów, ludzi dobrej woli, którzy przyjeżdżają z innych miast, byłoby dużo trudniej nad tym wszystkim zapanować.
- Z przyjaciółmi rozmawiamy, że nie było okazji całe lato się spotkać chociażby w fajnych okolicznościach przy grillu, przy ognisku, ale powódź nas zjednoczyła, że wszyscy jednak są - mówi pan Mirosław, znajomy pani Anny.
- Widać tę naszą solidarność, że ludzie się w tej chwili zrzeszyli, zsolidaryzowali. To nas trzyma pod względem psychicznym - przyznaje pani Małgorzata. - To jest bardzo budujące i cieszące, że tu ludzie pomogli - wtóruje jej pani Agata.
Dla nich teraz to wyścig z czasem, żeby zdążyć przed mrozem i śniegiem. Dlatego mają tylko jedno życzenie. - Żeby jak najszybciej się z tym wszystkim uporać i wrócić na taką równowagę życiową - podsumowuje pani Małgorzata.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24