Wielka woda zrobiła wielkie szkody w branży turystycznej w południowo-zachodniej Polsce. Turyści albo omijają teraz te okolice, albo odwołali zaplanowane przyjazdy - również tam, gdzie powodzi nie było. Przedsiębiorcy liczą straty i apelują: przyjeżdżajcie, bez was nie damy rady.
Praktycznie wszystkie turystyczne atrakcje i miejsca w województwie dolnośląskim czekają na turystów.
- Jesteśmy czynni. Czekamy na was, kochani turyści, w Dawnej Kopalni w Nowej Rudzie - słyszymy. Problem w tym, że chętnych na wizytę dramatycznie ubyło.
- Przykre to jest tak, jak się patrzy, kiedy obiekt jest przygotowany i gotowy na przyjęcie gości, a nikogo nie ma - mówi Janusz Kowalski, hotelarz prowadzący "Amelkową Chatę" na Przełęczy Okraj. Miało być kilka grup turystów. Gospodarz, sam zaangażowany w pomoc powodzianom, kupił już nawet opał.
- 10 000 litrów oleju, to jest 44 400 złotych. Olej przyjechał, a ja nie mam czym zapłacić - mówi Janusz Kowalski.
Takich historii jest na tym terenie bardzo wiele.
- Zwłaszcza w tym tygodniu bezpośrednio po powodzi drastycznie spadła liczba odwiedzin. (...) Skala anulowania wcześniejszych zamówień sięgała niemalże 100 procent na Ziemi Kłodzkiej czy 75 procent w Karkonoszach - informuje Jakub Feiga z Dolnośląskiej Organizacji Turystycznej.
"W świadomości turystów cały Dolny Śląsk był pod wodą"
W najtrudniejszym położeniu są przedsiębiorcy z miejsc bezpośrednio dotkniętych powodzią na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie, ale jej skutki branża odczuwa też tam, gdzie wielkiej wody nie było.
- W świadomości turystów, w świadomości Polaków, cały Dolny Śląsk był pod wodą - komentuje Paweł Kunz, dziennikarz, podróżnik, ekspert rynku turystycznego.
- Na Ziemi Wałbrzyskiej prawie nie wystąpiła powódź. Były lokalne podtopienia, natomiast przykładowo Sztolnie Walimskie miały dużą liczbę odwołań. Zamek Książ, perełka Dolnego Śląska, również - mówi Jakub Feiga.
W jak ciężkiej sytuacji znalazła się dolnośląska turystyka, obrazuje gigantyczny spadek sprzedaży biletów do Parku Narodowego Gór Stołowych.
- Między powiedzmy 12 a 23 września, porównując do poprzedniego roku, to jest blisko 10-krotny spadek liczby odwiedzających - przekazuje Tomasz Mazur z kierownictwa Parku Narodowego Gór Stołowych.
Chociaż po szlakach można wędrować bez przeszkód. Dojazd też jest bezproblemowy. - Dosłownie przez jeden dzień zamknęliśmy trasy turystyczne na Błędnych Skałach i na Szczelińcu Wielkim, ale to z uwagi na to, że nagromadziło się więcej wody, i po prostu kładki, którymi poruszają się turyści, stały w wodzie. Nie chcieliśmy, żeby turyści brodzili w wodzie - mówi Tomasz Mazur.
Kwestia powrotu do normalności
Ci, którzy mimo wszystko przyjechali do Parku Narodowego Gór Stołowych, zachęcają do tego innych. Co chcą przekazać niezdecydowanym? - Właśnie te informacje, że jest bezpiecznie, żeby ludzie przyjeżdżali. Tu wszyscy muszą zacząć żyć normalnie - komentuje jeden z turystów.
- O to chodziło, żeby nie rezygnować. Jak tylko możemy pomagać, to jak najbardziej. Mamy kalosze. W razie czego też możemy coś działać - mówi jedna z turystek.
Szczególnie tam, gdzie powódź zrobiła największe spustoszenie, przedsiębiorcy potrzebują turystów, żeby po prostu przetrwać.
- To, co było i co jest największą zaletą tych rejonów, to nie zniknęło, to w dalszym ciągu jest. Możecie chodzić po górach, jeździć na nartach, jeździć na rowerach. To wszystko na was czeka w dalszym ciągu - podkreśla Piotr Pustelnik, wiceprezes Polskiego Związku Alpinizmu, mieszkaniec Stronia Śląskiego.
Cała południowo-zachodnia Polska zaprasza. - To właśnie te pieniądze, które zostawimy teraz jako turyści, pozwolą na powrót do normalności - mówi Paweł Kunz.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24