Niska cena przejazdu, ale ryzyko znacznie wyższe. Ofiary molestowania seksualnego przez kierowców samochodów zamawianych przez aplikację mobilną są pozostawione same sobie. Właściciele platform co najwyżej zablokują kierowcę i zwrócą koszt przejazdu. Na policji ofiary są wtórnie traumatyzowane.
Historie opowiedziane przez młode kobiety, które zostały skrzywdzone w samochodach przewozów pasażerskich, są przerażające.
- Obudził mnie dotyk, którego nie powinno być, bo było to obmacywanie moich części intymnych - opowiada Noemi Sopolińska.
- Zablokował drzwi, zapalił lampkę na podsufitce, odwrócił się i powiedział: "ciii" - wspomina Ania, która chciała pozostać anonimowa.
Kobiety korzystały ze znanych i popularnych aplikacji, tak jak miliony użytkowników i użytkowniczek w Polsce. To nie oznacza jednak, że taki środek komunikacji jest bezpieczny.
- Wydarzyło się to, kiedy wracałam ze spotkania ze znajomymi. Trasa miała trwać 6 minut, trwała 40 minut - wspomina Noemi.
- Szarpnęłam klamką dwa razy, drzwi się otworzyły i ja z tego samochodu wypadłam, nie biorąc nawet wszystkich rzeczy ze sobą, tylko torbę, którą miałam przewieszoną przez ramię - mówi Ania.
Przypadków takich jak Ani i Noemi jest znacznie więcej. Ich liczba rośnie z roku na rok.
- Dane mamy z prokuratury warszawskiej. Wiemy, że takich postępowań toczy się w tej chwili 28 - poinformowała posłanka Platformy Obywatelskiej Aleksandra Gajewska.
Prokuratura Regionalna w Warszawie nie chce się wypowiedzieć i nie informuje też, ile jest zgłaszanych przestępstw seksualnych w samochodach przewozów osobowych.
Policja niezbyt pomocna
Noemi Sopolińska na policji była kilkukrotnie. - Policja wydawała mi się na tamten czas pierwszym kontaktem, którego powinnam się podjąć - przyznaje. Za pierwszym razem policjantka po prostu ją zlekceważyła. - Zapytałam ją, czy nie ma córki. Odpowiedziała, że tak, że ma 18 lat. Dodała na sam koniec tekst, który zapamiętam do końca życia: "ona po prostu nie jest głupia" - wspomina Noemi.
Katarzyna Podleska, psycholog i psychotraumatolog, prowadzi terapię dwóch kobiet zgwałconych w Bolcie. - W czasie przesłuchań są poddawane wtórnej traumatyzacji. Muszą opowiadać o tym, co się wydarzyło ponownie, z coraz większymi szczegółami, przy czym są traktowane w sposób daleki od bycia szanowanymi - mówi.
Sprawa Noemi Sopolińskiej w końcu trafiła na wokandę. Na wniosek obrońcy oskarżonego sąd zdecydował o wyłączeniu jawności w pierwszej rozprawie. Kierowca, o którym mówiła kobieta, odpowiadał z wolnej stopy. Po zatrzymaniu został wypuszczony za kaucją.
- To znaczy, że jest na wolności. To znaczy, że może dalej wykonuje ten zawód, który do tej pory wykonywał. To znaczy, że mogę go spotkać na ulicy - zwraca uwagę Noemi.
13 złotych za przejazd zwrócone
Na początku pokrzywdzone spotkały się też z brakiem pomocy ze strony firm odpowiadających za przewóz osób.
- Wysłałam wiadomość, że zostałam w jakiś sposób wykorzystana i co zamierzają z tym zrobić - opowiada Noemi. Skończyło się na przeprosinach i zwrocie kosztów za przejazd.
- Jedna z dziewczyn, która zgłosiła to do przewoźnika, dostała zwrot 13 złotych. Mój psycholog to był koszt 200 złotych za sesję - zwraca uwagę Agnieszka, która chciała pozostać anonimowa.
Jak informuje szefowa działu polityki społecznej w Bolcie Magdalena Mazur, kierowca, wobec którego wysuwane są takie zarzuty, blokowany jest na platformie.
Nie ma jednak gwarancji, że taki kierowca nie będzie mógł jeździć w ramach innej platformy. A dopóki to się nie zmieni, to takich historii może być więcej.
- Dziewczyna jeździ teraz na wózku, bo kierowca chciał ją zabić - opowiada Noemi.
Autor: Grzegorz Maciążek / Źródło: Fakty po południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24