Prezydent Andrzej Duda, zgodnie z konstytucją, ma czas do 14 sierpnia, by ogłosić termin wyborów. Pojawiają się więc pytania, czy będzie czekał do końca, czy jednak wskaże wyborczy termin wcześniej. Dla uczciwej walki o głosy ma to znaczenie, bo wraz z ogłoszeniem daty wyborów rusza oficjalna kampania wyborcza.
Opozycja w sprawie ustalenia terminu wyborów już formalnie apeluje do prezydenta. - Zwracamy się z wnioskiem do prezydenta Andrzeja Dudy o pilne, natychmiastowe, szybkie zarządzenie wyborów do Sejmu i Senatu - informuje Krzysztof Gawkowski, poseł Lewicy.
Kancelaria Prezydenta odpowiada, że wszystko jest zgodnie z terminami, a datę poznamy jeszcze w pierwszej połowie sierpnia. - Pan prezydent ma termin konstytucyjny do 14 sierpnia i na pewno w tej dacie wybory zostaną przez prezydenta ułożone - zapewnia prezydencka minister Małgorzata Paprocka. Jednocześnie podkreśla, że to "jest decyzja głowy państwa, kiedy chce to zrobić".
Wicepremier i prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński w weekend zapewniał, że "wybory odbędą się w terminie". Formalnie prezes partii rządzącej nie ma wpływu na ogłoszenie terminu wyborów parlamentarnych - to kompetencja prezydenta. Jednak opozycja właśnie na Nowogrodzkiej widzi powód, dla którego terminu wyborów jeszcze nie znamy.
- Brak decyzji Jarosława Kaczyńskiego, bo Andrzej Duda zrobi dokładnie to, czego chce Jarosław Kaczyński - ocenia Tomasz Trela, poseł Lewicy. - Pan prezydent na prośbę PiS-u będzie wstrzymywał się maksymalnie z ogłoszeniem daty wyborów - uważa Marcin Kierwiński, poseł Platformy Obywatelskiej.
Zobacz też: Wybory parlamentarne. Sondaż: Prawo i Sprawiedliwość przed Koalicją Obywatelską, pięć partii w Sejmie
Przez to, że prezydent nie zarządził jeszcze wyborów, chociaż już może, partie polityczne nie muszą jeszcze działać na zasadach kampanijnych. - Morawiecki może bezkarnie kłamać, dlatego że dopóki prezydent nie ogłosi wyborów, to nie można uruchamiać procesów wyborczych - wskazuje Borys Budka, poseł Platformy Obywatelskiej.
Promocja 800 plus a kampania wyborcza
Sedno sprawy jest jednak - jak sugeruje opozycja - finansowe. - Prezydent nie ogłasza tych wyborów, bo puszcza oko do PiS-u, który może nielegalnie sobie finansować kampanię z budżetu państwa - mówi Gawkowski, poseł Lewicy.
Według opozycji rządowe pikniki informujące o zwiększeniu tak zwanego 500 plus do 800 plus to kampania PiS-u i to w czystej postaci. Dlatego pada pytanie: kto to tak naprawdę finansuje.
Prezydencka minister nie widzi w tym problemu. Tłumaczy, że przecież każdy rząd musi informować o swoich działaniach, także tuż przed wyborami. Opozycja z kolei podkreśla, że kolorowe pikniki z politykami PiS-u to już za dużo.
- Każdy wie, jak wypełnić wniosek, gdzie go złożyć. Nie ma żadnej potrzeby, żeby pan Karczewski, pan Morawiecki, pan Kaczyński, pan Ziobro promował się przy okazji tego programu za publiczne pieniądze - zwraca uwagę Agnieszka Dziemanowicz-Bąk, posłanka Lewicy.
Dlatego opozycja mówi, że PiS steruje terminem wyborów dla własnych korzyści. - Trochę kombinują, mam wrażenie, mierząc temperaturę polityczną i obserwując, w jakiej są defensywie - ocenia Paulina Hennig-Kloska, posłanka Polski 2050.
Większe kompetencje prezydenta
Nowelizacja ustawy o współpracy władz w sprawach związanych z członkostwem Polski w Unii Europejskiej to był prezydencki projekt, ale w ostatni piątek, w kilkanaście godzin, Sejm ustawę przyjął. Zgodnie z jej treścią rząd musiałby między innymi ustalać priorytety polskiej polityki w Unii w porozumieniu z prezydentem. Głowa państwa dostałaby też prawo weta wobec rządowych kandydatur na stanowiska w unijnych strukturach. Z Kancelarii Prezydenta słyszymy, że sytuacja geopolityczna jest napięta, dlatego potrzeba współpracy.
- Trudno sobie wyobrazić, żeby co innego prezydent mówił na szczycie NATO czy szczycie ONZ, a co innego prezes Rady Ministrów na forum unijnym - komentuje Małgorzata Paprocka, prezydencka minister.
Pojawia się dlatego pytanie, w jakiej sytuacji miałoby do takiego konfliktu dojść. Opozycja sugeruje, czy przypadkiem nie chodzi o moment, kiedy prezydentem jeszcze będzie Andrzej Duda, ale rząd byłby już inny.
- To, że ktoś traci władzę w parlamencie, nie znaczy, że mamy zmieniać przepisy prawa. To jest kolejne naruszenie konstytucji z ich strony - uważa posłanka Hennig-Kloska. - Przez osiem 8 lat prezydent Duda jakoś nie odważył się wystąpić o nowe kompetencje, bo wiedziałby, że prezes Kaczyński da mu po uszach - mówi poseł Budka. - To jest jasny sygnał, że PiS jest gotowy do przegrania, że zgodził się panu prezydentowi poszerzyć kompetencje - dodaje Marek Sawicki, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego
PiS broni nowelizacji ustawy
Otoczenie głowy państwa zapewnia, że nie chodzi o żaden konkretny układ sił. - Pan prezydent jest przekonany, że taka ustawa jest potrzebna na każdy układ polityczny, dla każdego kolejnego prezydenta - podkreśla Paprocka, ale pytana, jakie są obawy prezydenta, powołuje się na "fakty historyczne". - To nie (obecny - przyp. red.) pan prezydent, ani prezes Rady Ministrów, używał określenia, że "prezydent jest mu do niczego niepotrzebny" - dodała.
Kancelaria Prezydenta zapewnia, że nie chodzi o sytuację po ewentualnej wygranej Koalicji Obywatelskiej, ale cytat, na który powołała się Paprocka, to słowa Donalda Tuska z 2008 roku. Wypowiedź ówczesnego premiera padła podczas tak zwanego sporu o krzesło przy stole na unijnym szczycie - sporu między ówczesnym prezydentem Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem. Zgodnie z forsowaną teraz przez PiS i prezydenta ustawą prezydent mógłby brać udział w posiedzeniu Rady Europejskiej.
- Podanie możliwości jeszcze szerszego reprezentowania naszej ojczyzny jest czymś wskazanym, a dopatrywanie się tego, że to jest deal polityczny albo zabezpieczenie się przez Prawo i Sprawiedliwość, jest czymś naprawdę absurdalnym - komentuje Piotr Kaleta, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Ustawa zwiększająca kompetencje prezydenta trafi teraz do Senatu. Nawet jeśli Senat ją zawetuje, to PiS ma większość, żeby to weto w Sejmie odrzucić. Wtedy już tylko akceptacja prezydenta, a to jego projekt, więc podpisu można być właściwie pewnym.
Źródło: Fakty po Południu TVN24