Kiedy ogłoszenie daty wyborów? "Andrzej Duda zrobi dokładnie to, czego chce Jarosław Kaczyński"

Źródło:
Fakty po Południu TVN24
Kiedy ogłoszenie daty wyborów? "Andrzej Duda zrobi dokładnie to, czego chce Jarosław Kaczyński"
Kiedy ogłoszenie daty wyborów? "Andrzej Duda zrobi dokładnie to, czego chce Jarosław Kaczyński"
Maria Bilińska/Fakty po Południu TVN24
Kiedy ogłoszenie daty wyborów? "Andrzej Duda zrobi dokładnie to, czego chce Jarosław Kaczyński"Maria Bilińska/Fakty po Południu TVN24

Prezydent Andrzej Duda, zgodnie z konstytucją, ma czas do 14 sierpnia, by ogłosić termin wyborów. Pojawiają się więc pytania, czy będzie czekał do końca, czy jednak wskaże wyborczy termin wcześniej. Dla uczciwej walki o głosy ma to znaczenie, bo wraz z ogłoszeniem daty wyborów rusza oficjalna kampania wyborcza.

Opozycja w sprawie ustalenia terminu wyborów już formalnie apeluje do prezydenta. - Zwracamy się z wnioskiem do prezydenta Andrzeja Dudy o pilne, natychmiastowe, szybkie zarządzenie wyborów do Sejmu i Senatu - informuje Krzysztof Gawkowski, poseł Lewicy.

Kancelaria Prezydenta odpowiada, że wszystko jest zgodnie z terminami, a datę poznamy jeszcze w pierwszej połowie sierpnia. - Pan prezydent ma termin konstytucyjny do 14 sierpnia i na pewno w tej dacie wybory zostaną przez prezydenta ułożone - zapewnia prezydencka minister Małgorzata Paprocka. Jednocześnie podkreśla, że to "jest decyzja głowy państwa, kiedy chce to zrobić".

Wicepremier i prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński w weekend zapewniał, że "wybory odbędą się w terminie". Formalnie prezes partii rządzącej nie ma wpływu na ogłoszenie terminu wyborów parlamentarnych - to kompetencja prezydenta. Jednak opozycja właśnie na Nowogrodzkiej widzi powód, dla którego terminu wyborów jeszcze nie znamy.

- Brak decyzji Jarosława Kaczyńskiego, bo Andrzej Duda zrobi dokładnie to, czego chce Jarosław Kaczyński - ocenia Tomasz Trela, poseł Lewicy. - Pan prezydent na prośbę PiS-u będzie wstrzymywał się maksymalnie z ogłoszeniem daty wyborów - uważa Marcin Kierwiński, poseł Platformy Obywatelskiej.

Zobacz też: Wybory parlamentarne. Sondaż: Prawo i Sprawiedliwość przed Koalicją Obywatelską, pięć partii w Sejmie

Przez to, że prezydent nie zarządził jeszcze wyborów, chociaż już może, partie polityczne nie muszą jeszcze działać na zasadach kampanijnych. - Morawiecki może bezkarnie kłamać, dlatego że dopóki prezydent nie ogłosi wyborów, to nie można uruchamiać procesów wyborczych - wskazuje Borys Budka, poseł Platformy Obywatelskiej.

Kaczyński: wybory odbędą się w terminie
Kaczyński: wybory odbędą się w terminieTVN24

Promocja 800 plus a kampania wyborcza

Sedno sprawy jest jednak - jak sugeruje opozycja - finansowe. - Prezydent nie ogłasza tych wyborów, bo puszcza oko do PiS-u, który może nielegalnie sobie finansować kampanię z budżetu państwa - mówi Gawkowski, poseł Lewicy.

Według opozycji rządowe pikniki informujące o zwiększeniu tak zwanego 500 plus do 800 plus to kampania PiS-u i to w czystej postaci. Dlatego pada pytanie: kto to tak naprawdę finansuje.

Zobacz również: Rząd promuje program Rodzina 800 plus. Opozycja nazywa to spotkaniami wyborczymi

Prezydencka minister nie widzi w tym problemu. Tłumaczy, że przecież każdy rząd musi informować o swoich działaniach, także tuż przed wyborami. Opozycja z kolei podkreśla, że kolorowe pikniki z politykami PiS-u to już za dużo.

- Każdy wie, jak wypełnić wniosek, gdzie go złożyć. Nie ma żadnej potrzeby, żeby pan Karczewski, pan Morawiecki, pan Kaczyński, pan Ziobro promował się przy okazji tego programu za publiczne pieniądze - zwraca uwagę Agnieszka Dziemanowicz-Bąk, posłanka Lewicy.

Dlatego opozycja mówi, że PiS steruje terminem wyborów dla własnych korzyści. - Trochę kombinują, mam wrażenie, mierząc temperaturę polityczną i obserwując, w jakiej są defensywie - ocenia Paulina Hennig-Kloska, posłanka Polski 2050.

Większe kompetencje prezydenta

Nowelizacja ustawy o współpracy władz w sprawach związanych z członkostwem Polski w Unii Europejskiej to był prezydencki projekt, ale w ostatni piątek, w kilkanaście godzin, Sejm ustawę przyjął. Zgodnie z jej treścią rząd musiałby między innymi ustalać priorytety polskiej polityki w Unii w porozumieniu z prezydentem. Głowa państwa dostałaby też prawo weta wobec rządowych kandydatur na stanowiska w unijnych strukturach. Z Kancelarii Prezydenta słyszymy, że sytuacja geopolityczna jest napięta, dlatego potrzeba współpracy.

- Trudno sobie wyobrazić, żeby co innego prezydent mówił na szczycie NATO czy szczycie ONZ, a co innego prezes Rady Ministrów na forum unijnym - komentuje Małgorzata Paprocka, prezydencka minister.

Paprocka: prezydent jest przekonany, że taka ustawa jest potrzebna na każdy układ polityczny
Paprocka: prezydent jest przekonany, że taka ustawa jest potrzebna na każdy układ politycznyTVN24

Pojawia się dlatego pytanie, w jakiej sytuacji miałoby do takiego konfliktu dojść. Opozycja sugeruje, czy przypadkiem nie chodzi o moment, kiedy prezydentem jeszcze będzie Andrzej Duda, ale rząd byłby już inny.

- To, że ktoś traci władzę w parlamencie, nie znaczy, że mamy zmieniać przepisy prawa. To jest kolejne naruszenie konstytucji z ich strony - uważa posłanka Hennig-Kloska. - Przez osiem 8 lat prezydent Duda jakoś nie odważył się wystąpić o nowe kompetencje, bo wiedziałby, że prezes Kaczyński da mu po uszach - mówi poseł Budka. - To jest jasny sygnał, że PiS jest gotowy do przegrania, że zgodził się panu prezydentowi poszerzyć kompetencje - dodaje Marek Sawicki, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego

PiS broni nowelizacji ustawy

Otoczenie głowy państwa zapewnia, że nie chodzi o żaden konkretny układ sił. - Pan prezydent jest przekonany, że taka ustawa jest potrzebna na każdy układ polityczny, dla każdego kolejnego prezydenta - podkreśla Paprocka, ale pytana, jakie są obawy prezydenta, powołuje się na "fakty historyczne". - To nie (obecny - przyp. red.) pan prezydent, ani prezes Rady Ministrów, używał określenia, że "prezydent jest mu do niczego niepotrzebny" - dodała.

Kancelaria Prezydenta zapewnia, że nie chodzi o sytuację po ewentualnej wygranej Koalicji Obywatelskiej, ale cytat, na który powołała się Paprocka, to słowa Donalda Tuska z 2008 roku. Wypowiedź ówczesnego premiera padła podczas tak zwanego sporu o krzesło przy stole na unijnym szczycie - sporu między ówczesnym prezydentem Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem. Zgodnie z forsowaną teraz przez PiS i prezydenta ustawą prezydent mógłby brać udział w posiedzeniu Rady Europejskiej.

- Podanie możliwości jeszcze szerszego reprezentowania naszej ojczyzny jest czymś wskazanym, a dopatrywanie się tego, że to jest deal polityczny albo zabezpieczenie się przez Prawo i Sprawiedliwość, jest czymś naprawdę absurdalnym - komentuje Piotr Kaleta, poseł Prawa i Sprawiedliwości.

Ustawa zwiększająca kompetencje prezydenta trafi teraz do Senatu. Nawet jeśli Senat ją zawetuje, to PiS ma większość, żeby to weto w Sejmie odrzucić. Wtedy już tylko akceptacja prezydenta, a to jego projekt, więc podpisu można być właściwie pewnym.

Autorka/Autor:

Źródło: Fakty po Południu TVN24