Nawet sześciu na dziesięciu byłych więźniów wraca za kraty po odbyciu kary. Często są zapomniani przez system czy przez bliskich, ale siłę i wsparcie daje im Fundacja Pomost. Jednak teraz ona potrzebuje pomocy, bo brakuje jej środków na działalność, a nowych darczyńców brak. Zachęcić ich chce do tego piłkarz Górnika Zabrze Lukas Podolski.
Na murawie - napastnik albo ofensywny pomocnik. W życiu prywatnym zdecydowanie to drugie, więc kiedy ktoś prosi go o pomoc w szczytnej sprawie, to nie waha się ani chwili. - Raz gdzieś przyjechać i zrobić sobie zdjęcie na social media - taki człowiek nie jestem. Tylko jak coś chcę i coś lubię, i widzę, że jest pomoc potrzebna, to jestem do dyspozycji - mówi Lukas Podolski, piłkarz Górnika Zabrze i były reprezentant Niemiec.
Mistrz świata i trzeci najlepszy strzelec w historii reprezentacji Niemiec od lat wspiera i sam prowadzi fundacje pomagające dzieciom, ale na tym nie poprzestaje. Tym razem piłkarza o pomoc poprosiła Fundacja Pomost, pomagająca w powrocie do normalnego życia więźniów opuszczających zakłady karne. - Każdy człowiek ma też serce i dobre serce. Trzeba usiąść z nim, porozmawiać i dać motywację - podkreśla Podolski.
Około 60 procent więźniów w Polsce po odbyciu kary - wcześniej czy później - wraca za kraty. Spośród podopiecznych fundacji zaledwie co dziesiąty. - Resocjalizacja, nawet jak jest pozytywna, to szlag ją trafia, jeżeli (byli więźniowie - przyp. red.) wychodzą do społeczeństwa, w którym ludzie się od nich odwracają - zwraca uwagę dr Paweł Moczydłowski, kryminolog, były dyrektor Centralnego Zarządu Zakładów Karnych.
Edward Szeliga - prezes Fundacji Pomost, a zarazem były więzień - tłumaczy, że każdy, kto trafia do więzienia, musi się przystosować do zupełnie nowych zasad. Dlatego osadzeni adaptują się do tych warunków, przyjmując jeden z kilku modeli zachowań. - Te modele adaptacyjne w zakładzie karnym działają w 100 procentach. Na wolności nie działają - zwraca uwagę Szeliga.
Specjalny program dla byłych więźniów
Byli więźniowie po powrocie na wolność - często bez możliwości powrotu do poprzedniego życia - wciąż posługują się przemocą, kradzieżą czy wymuszeniem.
- Wsadzamy ich do kryminału po to, żeby się oni poprawili. Oni się tam nie poprawiają. Wychodzą, szukają swojego miejsca w społeczeństwie, a społeczeństwo, które widzi, że oni są wskutek tej więziennej pseudoresocjalizacji gorsi, to się na nich zamyka. To znaczy - tym bardziej spycha ich na margines społeczny i oni wracają jeszcze gorsi do tego więzienia. To jest ten obłęd - wyjaśnia Moczydłowski.
Dlatego podopieczni Fundacji są obejmowani specjalnym dziewięciomiesięcznym programem, który ma odwrócić skutki życia za kratami. - Mam wsparcie terapeutów, psychologów. Mam możliwość pracy, noclegu, integracji z chłopakami, z grupą - wymienia Miłosz Trela, były więzień i podopieczny fundacji.
Apel o pomoc
Fundacja sama musi prosić teraz o pomoc, bo finansowanie takiej działalności ze strony państwa praktycznie nie istnieje. - Firmy, które przez wiele lat nas wspierały, w zeszłym roku same ludzi zwalniały i po prostu wycofały się ze wsparcia - informuje prezes Fundacji.
Czytaj również: "Wychodzę po pięciu latach i dostaję 50 złotych. No to wiadomo, że idę i coś ukradnę"
Namówić innych darczyńców nie jest łatwo, bo pomoc byłym więźniom, choć bardzo korzystna społecznie, wciąż jest uważana za zbędną. - To, że Lukas zgodził się przyjechać i spotkać z chłopakami, i przekazać nam tę koszulkę z autografami na licytację, to jest dla nas bardzo dużo - zaznacza Szeliga.
Jeśli nie uda się uzbierać środków na opłacenie zaległych i bieżących rachunków, to po 17 latach działalności Fundacji grozi zamknięcie.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24