Fundacja Happy Kids sprowadziła prawie półtora tysiąca dzieci z ukraińskich domów dziecka. Połowa z nich to dzieci z niepełnosprawnościami i chorobami. Dlatego teraz Fundacja zorganizowała specjalną karetkę ze wsparciem medycznym i psychologicznym.
Jeszcze nie mają w pełni wyposażonej karetki, ale zawsze są w pełnej gotowości do pomocy. Przyjeżdżają nie tylko na wezwanie. Mobilny zespół ratunkowy regularnie odwiedza ośrodki, do których trafiły dzieci z ukraińskich domów dziecka.
- Te dzieci doświadczyły podwójnej traumy, z którą teraz musimy sobie poradzić - zaznacza Anna Panaszewska, wolontariuszka Fundacji Happy Kids.
Ich świat powinien być beztroski i kolorowy, ale dzieciństwo najpierw zabrali im rodzice, a teraz wojna.
- Dzieci bardzo się cieszą, jak nas widzą. Pojawia się uśmiech na twarzy - podkreśla Dominik Hauser, ratownik medyczny.
Mobilny zespół ratunkowy to pomysł Fundacji Happy Kids, dzięki której prawie półtora tysiąca dzieci z ukraińskich domów dziecka znalazło schronienie w Polsce. Trafiły do 15 ośrodków na terenie kraju.
W zespole karetki jeździ między innymi Viktoriia Zasyadko - lekarka z Ukrainy, która do Polski uciekła przed wojną.
- Dzwonimy do ośrodków i pytamy, jakie są najważniejsze problemy i potrzeby. Przygotowujemy się do tego: mamy w składzie psychologa lekarza rodzinnego. Jak przyjeżdżamy, spotykamy się z opiekunami i rozwiązujemy problemy na miejscu - wyjaśnia Viktoriia Zasyadko, lekarz rodzinny.
Jak informuje lekarka, dzieci często mają barierę psychiczną. - Kiedy widzą, że jestem z ich otoczenia, rozumiem ich problemy, ich język, trochę jest im łatwiej otworzyć się i mówić o tych problemach - podkreśla Viktoriia.
Niektóre dzieci wymagają diagnozy
Nie chodzi tylko o pomoc psychologów i psychoterapeutów. Niektóre dzieci nie są zdiagnozowane, a na wizytę specjalistów trzeba czekać.
- Było dziecko z cukrzycą, może dlatego, że opiekunowie nie mają medycznego wykształcenia, może też dlatego, że opiekunowie są nadal w stresie i dlatego może nie zwrócili uwagi na to, jak to dziecko się odżywia - wspomina Viktoriia.
- Podskoczył cukier bardzo mocno, do granic 650, więc musieliśmy działać natychmiastowo. Przetransportowaliśmy dziecko do szpitala - dodaje Dominik Hauser, ratownik medyczny.
Nie wszystkie dzieci potrafią też powiedzieć, co im dolega. Połowa z nich jest z niepełnosprawnościami.
- Potrzebują rehabilitacji, sprzętu do rehabilitacji, ale też, jak każde dzieci, potrzebują wizyty u stomatologa - podkreśla Anna Panaszewska. - Potrzebujemy pomocy w zakresie wizyt specjalistycznych, głównie wizyt specjalistów dziecięcych, których nie jest łatwo znaleźć - dodaje Dominik Hauser.
Potrzeb jest jednak więcej
Fundacja dba o to, żeby nie brakowało podstawowych leków, ale tych potrzeb jest dużo więcej.
- Nie powiedziałbym, że polski system ochrony zdrowotnej nie zajmuje się tymi dziećmi. Zajmuje się, oczywiście, ale jako że zmaga się z bezprecedensowym problemem, jaki był napływ dwóch milionów uchodźców w bardzo krótkim czasie, to wymaga wsparcia w różnych obszarach i my tego wsparcia udzielamy - wyjaśnia Tomasz Brylant, wolontariusz Fundacji Happy Kids.
- Wojna to najstraszniejsze, co się może wydarzyć. My to widzieliśmy na własne oczy, co inni widzą w telewizji. Bardzo proszę, żeby ludzie pomagali Fundacji i ukraińskim dzieciom. Kiedy my widzimy wsparcie, mamy nadzieję na lepsze życie - apeluje Viktoriia Zasyadko.
Autor: Marta Kolbus / Źródło: Fakty po południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24