To, jak bardzo wielowymiarowa jest sprawa odpowiedzialności za sytuację w Strefie Gazy, pokazuje historia Amal, architekt, która w dniu napadu Hamasu na Izrael urodziła swojego drugiego syna. Kobieta w najtrudniejszym momencie, gdy rozpętała się wojna, została sama z dwójką małych dzieci. Drugi rok stara się ocalić je przed śmiercią głodową lub w bombardowaniu. Historia, którą nam opowiedziała, mocno odbiega od oficjalnej narracji Izraela o tym, że w ramach walki z Hamasem nie atakuje cywilów.
Amal Alabadla jest architektką i matką dwóch chłopców. Jej młodszy syn urodził się 7 października 2023 roku, gdy bojownicy Hamasu zaatakowali Izrael.
- Obudził mnie huk eksplozji. Ziemia trzęsła się, a ja poczułam paraliżujący strach. Trzymałam w ramionach mojego dwuletniego Noaha, nosząc jeszcze pod sercem Muhammada. Wszystko, co się liczyło, to ich bezpieczeństwo - mówi Amal, mieszkanka Strefy Gazy i matka dwójki dzieci.
"Lekarze powiedzieli mi, że stracę dziecko"
Bombardowania były wszędzie. - Ja, krwawiąc przez cztery godziny, próbowałam znaleźć transport do szpitala. Taksówkarz, który w końcu mnie zabrał, porzucił mnie na środku ulicy. Musiałam biec, niosąc Noaha, i szukać kolejnego samochodu, podczas gdy moje ciało słabło. Gdy dotarłam do szpitala, lekarze powiedzieli mi, że stracę dziecko. Kiedy usłyszałam płacz Muhammada, poczułam, że to cud. Byłam szczęśliwa, że urodził się żywy - opowiada Amal Alabadla.
Prawie natychmiast podstawowe produkty spożywcze zniknęły z rynku. - Zdobycie jedzenia, kropli wody czy mleka dla niemowląt stało się niemal niemożliwe. Wodę udawało się zdobyć raz w tygodniu, a jej każdy łyk był jak złoto. Nie mogłam karmić Muhammada piersią, więc codziennie walczyłam o znalezienie dla niego mleka modyfikowanego. Czasami musiałam jechać bardzo daleko - mówi Amal.
Podczas jednej z takich wypraw po produkty spożywcze samochód, którym jechała kobieta, znalazł się na linii ognia izraelskich czołgów. - Strzelali do nas. Musieliśmy uciekać. To była najbardziej przerażająca chwila. Nie wiem, jak przeżyłam tamten dzień - opowiada Amal Alabadla.
Każde miejsce, które rodzina Amal uznawała za nadające się na schronienie, prędzej czy później zmieniało się w cel ataku. Budynek, w którym mieszkała z dziećmi, został zbombardowany. W momencie ataku byli w nim obecni, natomiast uratowało ich to, że mieszkanie było na parterze.
"Po każdej ucieczce zostawiałam wszystko, co udało nam się zgromadzić"
- Udało mi się wybiec na ulicę, trzymając dzieci w ramionach. Po każdej ucieczce zostawiałam wszystko, co udało nam się zgromadzić. Każdy początek był od nowa, z pustymi rękami - mówi Amal Alabadla. - Noah jest często chory i cały czas trzyma się blisko mnie. Nie chce chodzić w inne miejsca, boi się dźwięków bombardowań. Muhammad, mimo że nie rozumie jeszcze tego, co się dzieje, czuje stres, który nas otacza. Towarzyszy mi ciągły strach - albo kolejna bomba uderzy w nas, albo nie - przyznaje kobieta.
Amal Alabadla nie chce wychowywać dzieci w strefie wojny, podejmuje się kolejnych prób opuszczenia Strefy Gazy, jednak bezskutecznie - granica pozostaje zamknięta. - Wszyscy chcemy uratować nasze dzieci, ale nie pozwalają nam wyjechać - wskazuje Amal. - Mam nadzieję, że moje dzieci będą miały normalne życie, owocną przyszłość. Wierzę, że spotkają się kiedyś z ojcem, dorosną w bezpiecznym miejscu i będą zdrowe. Po prostu marzę o pokoju - podsumowuje.
Źródło: jzb/dln
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Alam Alabadla