To będą najważniejsze wybory w Polsce od 1989 roku. Stawką jest demokracja w Polsce - ocenia słynny brytyjski historyk Timothy Garton Ash. Z kolei zagraniczne media - po tym, jak prezydent Andrzej Duda wyznaczył termin wyborów parlamentarnych na 15 października - zwracają uwagę na jeszcze inny kontekst - że Polki i Polacy pójdą do lokali wyborczych, gdy w Ukrainie toczy się wojna, a zagrożenie z terenu Białorusi rośnie.
Polska rozpoczyna kampanię w cieniu wojny - tę relację amerykańskiej agencji prasowej Associated Press przedrukowują media na całym świecie. Można w niej przeczytać między innymi o tym, że "kampania wyborcza rozpoczyna się, gdy w Polsce narastają obawy związane z obecnością powiązanych z Rosją najemników z Grupy Wagnera na Białorusi. Rosną również napięcia z sojuszniczą Ukrainą w związku z importem zboża i historią dawnych konfliktów etnicznych".
W dniu ogłoszenia przez prezydenta Andrzeja Dudę terminu wyborów telewizja France 24 wyemitowała relację z granicy polsko-białoruskiej. "W zeszły wtorek Oliwia wyszła z domu i zobaczyła dwa białoruskie śmigłowce lecące nad terytorium Polski na niespotykanym, bardzo niskim pułapie. Oliwia nie może uwierzyć, że przy tak mocno chronionej granicy helikoptery nie zostały zauważone. Mówi: mogliśmy wyraźnie zauważyć na nich białoruską flagę i czerwone gwiazdy" - brzmi fragment relacji.
Zagraniczne media w swoich relacjach zauważają, że w przedwyborczych sondażach nieznacznie prowadzi Prawo i Sprawiedliwość, ale partia rządząca raczej nie uzyska po wyborach większości pozwalającej na samodzielne rządy. Niemiecki portal MiGAZIN zwraca uwagę czytelników na Konfederację i ocenia, że "Polska od ośmiu lat ma prawicowo-konserwatywny rząd. Ale w następnych wyborach PiS musi bać się o swoją większość. Ich potencjalni pomocnicy to młodzi chłopcy, którzy są jeszcze bardziej na prawo". Kwartalnik "Europejski Konserwatysta" zauważa, że nastroje młodych Polaków radykalizują się. Magazyn pisze, że tylko 5 procent nowych wyborców popiera PiS, a "68 procent osób w wieku od 18 do 21 lat stwierdziło, że ma zupełnie inny zestaw poglądów politycznych niż ich rodzice, podkreślając fakt, że w Polsce załamuje się konsensus, który nastał po demokratyzacji kraju".
Reakcja niemieckich mediów
Niemieckie media publiczne z konsternacją przyjęły propozycję debaty, którą premier Mateusz Morawiecki wystosował do przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej Manfreda Webera. Redakcja "Tagesschau" pisze o kolejnej tyradzie PiS przeciwko Niemcom. Warszawski korespondent ARD w radiowej relacji przytoczył słuchaczom szereg antyniemieckich wypowiedzi, które padły ostatnio z ust polityków PiS. - Szef PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że Niemcy chcą sprywatyzować polskie lasy z pomocą Unii Europejskiej i zakazać Polakom zbierania grzybów. Po słowach Webera minister edukacji napisał na Twitterze: "to wy jesteście wrogami demokracji". Sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny udostępniła tweet, w którym napisano, że Hitlera można usunąć z Niemiec, ale nie z niemieckich polityków - przekazał Martin Adam.
O wspomnianej w relacji quasi-aferze wokół polskich grzybów pisze też brukselskie "Politico" w artykule "Polska kampania w cieni grzybów". Autor tekstu Nicolas Camut ocenia, że "grzyby to kuszący przysmak, który jest też groźny, jeśli nie do końca wiesz, co robisz. To zdanie jest prawdziwe zarówno, kiedy chcesz je zjeść, jak i wtedy, kiedy chcesz ich użyć do zdobycia politycznych punktów - przekonał się o tym Jarosław Kaczyński". Skąd ta ocena? Portal przytoczył wypowiedź prezesa PiS, który stwierdził, że Unia Europejska, czyli Niemcy, chce zakazu chodzenia na grzyby. Potem zacytował wiceszefa Stowarzyszenia Na Grzyby, który twierdzi, że to obecna władza odpowiada za fatalną sytuację w polskich lasach.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Fakty o Świecie