Społeczna zrzutka nie rozwiąże problemu, ale 100 parom da szanse na dziecko, a to wszystko dzięki podręcznikowi do HiT-u. Edukacyjny "przebój" ministra Przemysława Czarnka zmobilizował pana Kamila Mieszczankowskiego do sądowej walki przeciwko stygmatyzacji dzieci z in vitro. Swoją zbiórką uruchomił lawinę wpłat i z nadwyżki pieniędzy powstał pogram "In vitro to HiT". Dziś już wiadomo, kto z niego skorzysta.
Sto niepłodnych par dostało szansę na wymarzone dziecko. - Miejsca rozeszły się w pierwszej minucie. O 8:01 karty były rozdane - informuje Marta Górna ze Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian".
Wszystko to dzięki podręcznikowi do HiT-u, bo gdy w książce Wojciecha Roszkowskiego znalazł się fragment o "hodowanych" dzieciach, to Kamil Mieszczankowski - ojciec córki poczętej dzięki metodzie in vitro - ogłosił zbiórkę, by pozwać autora i ministra edukacji Przemysława Czarnka.
- Zebrał 10 razy za dużo i tę nadwyżkę postanowił przeznaczyć, na złość trochę Roszkowskiemu, na in vitro - wyjaśnia Michał Damski ze Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian".
Drugie tyle dołożyły prywatne kliniki leczenia niepłodności. Program - jak mówi pan Kamil Mieszczankowski - na początku miał nazywać się "dzieci Roszkowskiego", ale ostatecznie nazywa się "In vitro to HiT".
- Zapraszaliśmy do tego programu pary, które naprawdę nie mają pomocy znikąd - podkreśla Marta Górna.
Z niepłodnością mierzy się wiele młodych par
Decyzją PiS państwo nie refunduje in vitro. Metodę refundują tylko niektóre samorządy. Setki tysięcy zmagających się z niepłodnością par nie mają dostępu do skutecznego leczenia.
- Chcieliśmy z tym programem trafić do osób, których nie stać na to, żeby zrobić samodzielnie in vitro, albo nie stać ich na kilka takich zabiegów, a być może pierwszy się nie udał - zaznacza Michał Damski ze Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian".
Tym sposobem to obywatele do spółki z prywatnymi firmami zrzucili się na to, co powinno być opłacane przez państwo.
- (In vitro - przyp. red.) powinno być finansowane ze środków publicznych. Tak jest praktycznie wszędzie w Europie. To jest standard, to jest taka sama procedura medyczna jak każda inna - zwraca uwagę prof. Rafał Kurzawa, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii.
Metoda zapłodnienia in vitro się obywatelom i obywatelkom po prostu należy - podkreślają eksperci. Zwłaszcza, że wiek zakwalifikowanych do programu "In vitro to HiT" par pokazał ważną rzecz. - Okazuje się, że 70 procent par zakwalifikowanych do tego programu to są kobiety, które urodziły się w latach 90-tych - informuje Marta Górna ze Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian".
To zadaje kłam twierdzeniom, że dzieci nie ma, bo kobiety za długo nie chcą ich rodzić. Chcą, ale nie mogą.
- To nie jest jakaś grupa pacjentek, które zapomniały o tym, by mieć i urodzić dziecko do 30-35. roku życia. Problem niepłodności dotyczy bardzo dużej populacji ludzi młodych - wskazuje prof. Rafał Kurzawa.
Stowarzyszenie na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian" starało się docierać także do tych ludzi, których nie stać na leczenie za dziesiątki tysięcy złotych. - Udało nam się trafić do takich par, które mieszkają w maleńkim miasteczkach, na wsiach - mówi Marta Górna.
Jednak społeczny program z publicznej zrzutki nie rozwiąże problemu, któremu winne jest państwo.
- Leczenie niepłodności po prostu w Polsce, mówiąc bardzo prostym językiem, leży - ocenia prof. Rafał Kurzawa.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN