Polskie władze są w kontakcie ze słowackimi służbami. Trzeba wyjątkowej uwagi i przygotowania na każde zagrożenie w sytuacji, gdy za naszą wschodnią granicą toczy się wojna. Nie bez znaczenia są też ostre podziały polityczne, które Rosja lubi wykorzystywać.
Wizualizacje i analizy tego, co się stało, przygotowują w tej chwili służby specjalne w całej Europie, w polskim centrum antyterrorystycznym też. Analizują, kto gdzie stał, kto jak zareagował albo nie zareagował, bo do zamachu doszło w państwie sąsiadującym z Polską. Doszło do zamachu na premiera państwa sojuszniczego, członka Unii Europejskiej i NATO.
- Zamach na premiera w Słowacji pokazuje, jaką iluzją była ta wiara niektórych, że nastały już na zawsze czasy łatwe - skomentował premier Donald Tusk.
- Służby słowackie informują nasze służby na bieżąco. Sytuacja wstrząsająca - przekazał Tomasz Siemoniak, minister spraw wewnętrznych i administracji oraz minister koordynator służb specjalnych. Do tego zamachu doszło w momencie, gdy u sąsiada Słowacji toczy się wojna i u sąsiada Polski toczy się wojna. Wiadomo, że Ukraina jest celem agresji Rosji.
- Trudno w naturalny sposób nie wiązać tego zdarzenia z napięciami, z ryzykami, z ostrzeżeniami zachodnich wywiadów o możliwych działaniach zewnętrznych służb wschodnich w teatrze europejskim - ocenił Jacek Siewiera, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Rosja zapewne wykorzysta zamach na premiera Słowacji
Ani szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, ani żaden z ekspertów, których "Fakty" TVN poprosiły o komentarz, nie przesądza żadnego scenariusza. Zamachowiec może być chory psychicznie, może mieć osobiste albo polityczne motywacje, może być samotnym wilkiem lub częścią spisku. To wszystko już teraz analizuje w Polsce centrum antyterrorystyczne.
- Wszystkie służby spotykają się i przekazują te informacje zdobyte, czy to na terenie kraju, czy też w ramach współpracy międzynarodowej, więc z całą pewnością wszystkie informacje od służb słowackich już dzisiaj spłynęły - poinformował pułkownik Paweł Białek, były zastępca szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Od bicia na alarm i skojarzeń z zamachem na arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie w 1914 roku trzeba być równie daleko, jak od bagatelizowania tej sprawy i kwitowania słowem "szaleniec". Tak czy inaczej, trzeba być pewnym, że zamach, nawet jeśli to atak chorego, wykorzysta Rosja, która skłóca Europę.
ZOBACZ TEŻ: Moment ataku na Roberta Ficę. Nagranie
Tym bardziej że w całej Unii trwa kampania do europarlamentu, w Polsce też, i podobnie jak na Słowacji, u nas też odbyło się wyjazdowe posiedzenie rządu. Polskie służby już mogą zaostrzać alerty bezpieczeństwa, co mniej prawdopodobne, albo, co bardziej prawdopodobne, wysłać szefowi służb i ministrowi sygnał, by zwiększyć ochronę najważniejszych osób - także z opozycji.
"To, co się stało na Słowacji, może się zdarzyć wszędzie"
- Należy przede wszystkim zwrócić uwagę politykom i osobom ochranianym, że skończył się dobry czas, "lightowy" czas, i to, co się stało na Słowacji, może się zdarzyć wszędzie - zwraca uwagę generał Marian Janicki, były szef Biura Ochrony Rządu.
Także w Polsce sami politycy muszą analizować scenariusz, że zamach to wynik politycznej wojny słowacko-słowackiej. Ofiarą zamachu i morderstwa stał się tam wcześniej także niezależny dziennikarz.
- Chodzi o zabójstwo dziennikarza śledczego Jana Kuciaka i jego narzeczonej, które też wywołało taki poważny kryzys polityczny, wskutek którego finalnie Fico musiał się wtedy podać do dymisji - przypomina Krzysztof Dębiec z Ośrodka Studiów Wschodnich.
- Czy to są emocje, które, no, sięgnęły takiego stopnia, że ktoś aż postrzelił premiera? Przypomnijmy, w Polsce przecież zamordowano Pawła Adamowicza, prezydenta miasta Gdańska, więc to się wydarzyło też u nas - zwraca uwagę Małgorzata Bonikowska, prezeska ośrodka THINKTANK w Centrum Stosunków Międzynarodowych.
Źródło: Fakty TVN