To Mateusz M. prowadził tira, który staranował 20 samochodów na drodze S7. W karambolu zginęło czworo dzieci - brat z siostrą i dwóch kolegów. Kierowca rozmawiał z reporterką "Faktów" TVN Renatą Kijowską. Opowiedział, co zapamiętał, i ze łzami w oczach prosił o wybaczenie.
Karambol koło Gdańska zmienił wszystko w życiu wielu ludzi, a zwłaszcza w życiu rodzin 7-letniego Nikodema, 10-letniego Mikołaja, 12-letniego Tomka i 9-letniej Elizy. Właśnie pochowano rodzeństwo, które zginęło w karambolu. - Młodsza miała przyjąć komunię świętą. Starszy syn chodził do szóstej klasy, był zapalonym piłkarzem. (...) W jednej sekundzie zostało to wszystko przerwane - wyznaje Wojciech Łukasiewicz, wójt gminy Malbork.
Tydzień temu w piątkowy wieczór dzieci oglądały mecz ulubionej drużyny. W tym czasie kierowca ciężarówki zastanawiał się, czy ruszać w trasę. Nie musiał, ale jako szef firmy chciał ułatwić pracę nowemu kierowcy. - Gdybym mógł cofnąć czas, to zrobiłbym cokolwiek innego - wyznaje Mateusz M., sprawca karambolu.
CZYTAJ TAKŻE: Świadek o akcji ratunkowej na S7: to było przerażające, bardzo dużo ludzi potrzebowało pomocy
W rozmowie przeprowadzonej w kancelarii jego obrońcy Mateusz M. próbuje sobie przypomnieć, dlaczego nie hamował. - Głuchy dźwięk rozbijanych aut, jedno za drugim. Oczywiście, że nikomu nie chciałem krzywdy zrobić. Sam przed sobą nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. Nie wiem, co się zadziało - mówi kierowca.
Prokuratura ustaliła, że Mateusz M. nie był ani pijany, ani pod wpływem narkotyków. Nie korzystał z telefonu, a samochód nie był przeładowany.
Kierowca z rodziną prosi o wybaczenie
- Nasza córka jest w wieku tamtych dzieci i, patrząc na nią nawet, od razu myślimy o nich - wyznaje pani Anna, żona Mateusza M. Żona kierowcy zna imiona zmarłych dzieci i choć nie ona kierowała, to na równi z mężem prosi o wybaczenie.
- My jesteśmy rodzicami, którzy też pochowali dziecko, i wiem, że nie ma takich słów, które przyniosą ulgę. Być może kiedyś znajdą w sobie tyle siły, żeby spróbować w pewnym sensie nam wybaczyć - mówi kobieta.
37-letni kierowca na wolności czeka między innymi na badania lekarskie, które być może wyjaśnią, czy zasłabł lub zasnął za kierownicą. Sąd nie uwzględnił wniosku prokuratury o tymczasowy areszt, prokuratura składa zażalenie od tej decyzji. Mateuszowi M. zarzuca spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, narażenie zdrowia i życia wielu osób. Grozi za to do 15 lat więzienia.
- Ograniczenie prędkości było 50 km/h, a nie, jak wcześnej ustalono, 80 km/h. To oznacza, że podejrzany znacznie przekroczył dozwoloną prędkość na tym odcinku drogi, bo przekroczenie aż o 39 km/h - informuje Mariusz Duszyński z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. - Do tej pory wszyscy mówili, wszyscy, łącznie z prokuraturą, że było 80 km/h. Na miejscu było policjantów kilkudziesięciu, więc kiedy ten znak 50 km/h dostrzeżono? Dopiero dzisiaj? - komentuje ustalenia prokuratury profesor Jan Widacki, obrońca Mateusza M.
CZYTAJ WIĘCEJ: Nowe informacje w sprawie karambolu na S7
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Fakty" TVN