Gdy poznali jego historię, nie wahali się ani chwili. Zostali rodziną zastępczą dla skatowanego przez ojca Piotrusia. Niestety, tylko na trzy tygodnie, bo życia chłopca nie udało się uratować. Państwo Krell chcieli Piotrusia pochować, ale prokurator wydał ciało chłopca komuś innemu.
Śmierć niczego nie zmienia: Joanna Krell wciąż czuje się mamą Piotrusia. - Ten misiu był zawsze z nim. Chcieliśmy go włożyć do trumny - mówi Joanna Krell, która była matką zastępczą chłopca. - Jego się nie dało nie kochać. To był piękny, mały chłopczyk - dodaje.
Z mężem, z którym prowadzi rodzinny dom dziecka, bez wahania przyjęła pod swój dach katowanego od urodzenia przez ojca kilkunastotygodniowego chłopca z Przemkowa. Wiedzieli, że z powodu swoich obrażeń chłopiec nigdy nie będzie widział, chodził, jadł, a nawet oddychał samodzielnie.
W rodzinie Piotruś przeżył tylko trzy tygodnie, ale każdy dzień był dobry. - Mam nadzieję, że on wiedział, że my jesteśmy razem z nim, że on wiedział, że jest kochany - mówi Joanna Krell.
Prokurator przekazał ciało biologicznej rodzinie
Szokiem była nie tylko śmierć dziecka, ale i to, że matka zastępcza go nie pochowa. Prokurator przekazał ciało biologicznej cioci. Joanna Krell miała usłyszeć, że "nie jest stroną". - Poczułam się, jakbym była nikim - wspomina. - Byłam potrzebna jako rodzina zastępcza dla niego, żeby pilnować, żeby dbać o jego interesy za życia, a kiedy on umarł, ja jestem nikim dla niego? - pyta.
Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy w rozmowie telefonicznej tłumaczyła nam, że rodzina zastępcza powinna była złożyć wniosek o pochówek. Tylko skąd państwo Krell mieli o tym wiedzieć? - Nie mam wykształcenia prawniczego, nie znam się na wszystkim. My tak naprawdę czekaliśmy jako rodzice, którym dziecko zmarło, na krok od urzędników w naszą stronę - mówi Joanna Krell. Czują brak wsparcia ze strony państwa.
Prokurator kierował się przepisami o cmentarzach, które wskazują, że pochówkiem ma się zająć rodzina, ale kolejny punkt przepisu przewiduje prawo do pochowania danej osoby innym osobom, które się do tego dobrowolnie zobowiążą.
Tak orzekali już sędziowie rodzinni. - Ten okres, który Piotruś spędził u rodziny zastępczej, to był jedyny okres, gdzie doznał on opieki, czułości i miłości, i rozumiem, że rodzina zastępcza nie może się pogodzić z taką decyzją prokuratora - komentuje Katarzyna Dąbrówny, prezeska Sądu Rejonowego w Głogowie.
Rodziny zastępcze mają prawo czuć się lekceważone.
ZOBACZ TEŻ: Pierwsza rocznica śmierci skatowanego Kamilka. W Częstochowie odbył się marsz, działa już ustawa
Państwo Krell decyzji prokuratora nie będą zaskarżać
W pieczy zastępczej wychowuje się 75 tysięcy dzieci, ale takich bezpiecznych rodzin dla dzieci wcześniej bitych i odrzuconych dramatycznie brakuje.
- Szkolimy kandydatów na rodziny zastępcze i nam się to udaje, aczkolwiek jest coraz więcej dzieci, i tu robi się problem - mówi Agnieszka Woźniak, dyrektorka Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Polkowicach.
Sądy orzekają o tym, żeby zabrać dzieci z domów, gdzie jest przemoc, ale tkwią one w patologicznych rodzinach, bo nie ma ich gdzie umieścić. Poczucie braku wsparcia i decyzyjności nie zachęca tych, którzy mogliby rodziny zastępcze stworzyć.
- Rodzina, która ma zaplanowane wakacje. Dzieci się cieszą, że wyjadą pierwszy raz za granicę. Okazuje się, że czeka osiem miesięcy na postanowienie sądu o wydaniu zgody, żeby mogła z tymi dziećmi za granicę wyjechać - opisuje dr Anna Krawczak z Fundacji "Dajemy Dzieciom Siłę" i Koalicji na Rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej.
Państwo Krell decyzji prokuratora nie będą zaskarżać. Pogrzeb Piotrusia w mieście cioci ma się odbyć już w poniedziałek. - Byłoby nam łatwiej, gdybyśmy mogli go pochować. Jako rodzice. Nie czuliśmy się jak rodzina zastępcza, tylko jak rodzice - mówi Joanna Krell.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24