Referendum w sprawie relokacji migrantów budzi wiele wątpliwości. Tym razem z powodu finansowania. Politycy opozycji ostrzegają, że jeśli wybory i referendum odbędą się tego samego dnia, to kampania będzie jedna, a wydatki teoretycznie z innych kont. Jak odróżnić podróże, spoty, spotkania i bilboardy referendalne od kampanijnych?
"Afera milionerów" to temat, od którego PiS chciałoby w kampanii uciec, bo wygodniej jest połączyć wybory z referendum i skupić się na fałszywie przedstawianych dylematach. Jednak od tematu nie ucieka Platforma Obywatelska, o czym mają przypominać kartonowe podobizny rządzących oraz osób z nimi powiązanych wraz z informacjami, o ile się wzbogacili, od kiedy władzę przejął PiS.
Jeden z marynarzy w Kołobrzegu porównał swoją emeryturę do zarobków wiceministra rolnictwa Janusza Kowalskiego, który jako wiceprezes w państwowej spółce, a został nim po wygranych przez PiS wyborach, zarabiał miesięcznie średnio 130 tysięcy złotych. Emeryt może liczyć na 1836 złotych i 67 groszy miesięcznie.
Kolejny zarzut opozycji w sprawie połączenia kampanii referendalnej i wyborczej dotyczy limitów i reguł w sprawie nadwyżek, a to oznacza, że kampania referendalna nie podlega Kodeksowi wyborczemu. Politycy obozu władzy będą więc mogli wydawać pieniądze na bilboardy, spoty, na organizacje wizyt i spotkań bez żadnych ograniczeń i z dowolnych źródeł finansowania. Wystarczy, że będą to robić w temacie kampanii referendalnej z pytaniem: "czy akceptujesz politykę rządu, która odrzuca przymusową relokacje nielegalnych imigrantów?".
Zobacz więcej: Jarosław Kaczyński mówi, jakie pytanie sobie wyobraża w referendum w sprawie migracji
- Finansowanie publiczne tego zagadnienia będzie jednocześnie finansowaniem przekonywania do stanowiska rządu, co absolutnie nie powinno się toczyć, bo to może wpłynąć na wynik wyborów - zwraca uwagę Maciej Gutowski, adwokat, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Kampania referendalna a kampania wyborcza
Ernest Bejda, jeden z bohaterów akcji Platformy, w ubiegłym roku wpłacił na PiS 45 tysięcy złotych - podobnie jak Andrzej Jaworski, Małgorzata Sadurska oraz Piotr Nowak. Wszyscy kiedyś związani z PiS-em, a dziś w państwowych spółkach. Teraz, gdy każdy z nich w czasie kampanii wyborczej będzie chciał wpłacić pieniądze na kampanie referendalną, będzie mógł to zrobić i to bez żadnych limitów.
- Jeżeli coś jest korzystne dla Polski, dla polskich obywateli, to szukanie w takim działaniu drugiego dna jest nie na miejscu - uważa Ireneusz Zyska, wiceminister kultury, poseł PiS.
Jak wynika z sondażu przeprowadzonego na zlecenie "Rzeczpospolitej", ponad 52,1 procent Polaków uważa, że referendum w sprawie relokacji uchodźców nie powinno odbyć się razem z wyborami. Pozytywnie pomysł PiS-u oceniło natomiast prawie 36,8 procent pytanych.
- Krótki mówiąc, Kaczyński wpadł na pomysł, żeby właśnie wypompować pieniądze ze spółek Skarbu Państwa, z różnych instytucji, na swoją kampanię. Kampania parlamentarna ma swoje obostrzenia: każdy z nas, każdy z polityków, jak i partii, mogą wydać określoną liczbę pieniędzy, natomiast jeśli chodzi o kampanie referendalną, "sky is the limit" - uważa Dariusz Joński, poseł Koalicji Obywatelskiej.
Dlatego opozycja apeluje do Państwowej Komisji Wyborczej o zablokowanie pomysłu organizacji referendum w dniu wyborów.
Źródło: Fakty TVN