Hodowle psów, często pseudohodowle, nie są wystarczająco uregulowane. Nawet jeśli się zarejestrują, to nikt ich nie sprawdza - chyba że wyjdzie na jaw, że taka hodowla to umieralnia albo nawet cmentarz. Wtedy jest już często za późno. Obrońcy zwierząt apelują do Sejmu, by to zmienił.
Jeszcze nie może najeść się do syta, bo to mogłoby mu zaszkodzić, ale za dwie godziny będzie następna porcja. Gdy Bayron trafił do Tusi, Marcela i pani Marzeny, był cieniem bulmastifa. Ważył 28 kilogramów, czyli prawie 40 kilogramów mniej niż powinien.
- Nie wychodził z kojca prawdopodobnie przez kilka miesięcy, w związku z tym, leżąc bez ruchu, leżąc na twardej podłodze, leżąc w odchodach, myślę, że te rany powstały właśnie na skutek tego, że głównie odleżyny, głównie zaniedbania, brak opieki weterynaryjnej przede wszystkim - mówi Marzena Maciaszek, nowa opiekunka Bayrona.
W takim stanie było dziewięć psów odebranych z pseudohodowli pod Białymstokiem.
"Produkcja" psów i duże pieniądze
Psy przestały być potrzebne, gdy nie mogły być już ani dawcami genów, ani inkubatorami, ani bankomatami. Zostały skazane na głodową śmierć w piwnicy. W samotności.
- Hodowczyni nie chciała oddać tych psów. Twierdziła, że jak zabierzemy te psy, to ona się zabije, że ona życia sobie bez nich nie wyobraża. Proszę sobie wyobrazić, jaki stan umysłu musi być u takiego człowieka - mówi Joanna Sroka z Fundacji "Cane Corso Rescue Poland".
Takich ludzi kuszą do rozmnażania zwierząt domowych duże pieniądze, które w patologiczny sposób można zdobyć niskim kosztem. Na mikroskalę, na przykład w Szczecinie, "produkując" cocker spaniele w mieszkaniu. Albo na hurtową skalę, na przykład na Kaszubach, otwierając fabrykę szczeniaków wielu ras po prostu w polu.
CZYTAJ TAKŻE: Pies spędził sześć lat w piwnicy na łańcuchu, spał w odchodach. Właściciele z zarzutami
- W dramatycznych warunkach, bez jedzenia, bez wody, zamknięte po kilkanaście sztuk w jednym ciasnym boksie z dostępem często do jednej budy. Brodziły w odchodach - relacjonuje Barbara Dulęba, koordynatorka Pomorskiego Inspektoratu ds. Ochrony Zwierząt i członkini Ogólnopolskiego Towarzystwa Zwierząt OTOZ "Animals".
Nikt nie kontroluje pseudohodowli
Żeby założyć hodowlę, teoretycznie trzeba zarejestrować się w jakimś stowarzyszeniu. Dosłownie w jakimś, bo nikt nie sprawdza, co robią te stowarzyszenia.
Teoretycznie również nad każdą hodowlą powinien sprawować kontrolę powiatowy lekarz weterynarii. No ale gdyby sprawował, to Bayron nie byłby w takim stanie, w jakim jest. Nikt nie sprawdza, ile psów umiera w pseudohodowlach, i z jakich przyczyn.
- Niestety, tam są cmentarze. Cmentarze tych zwierząt, do których nie udało się dotrzeć na czas - mówi Joanna Sroka.
Potrzebne są rozwiązania systemowe.
- Musielibyśmy mieć ustawę regulującą zasady prowadzenia hodowli psów i hodowli kotów, zwierząt domowych, ewentualnie dodanie do ustawy o ochronie zwierząt regulacji w tym zakresie, bo ich po prostu nie ma - wskazuje Agnieszka Łyp-Chmielewska.
Nowe przepisy - jeśli Sejm je przyjmie - na "zaraz" mogłyby się znaleźć w tzw. ustawie łańcuchowej, która nakazywałaby rejestracje hodowców i hodowli, jak również narzucała konkretne wymogi.
- Dotyczące miejsca, gdzie te zwierzęta są hodowane, przestrzeni, na jakiej są hodowane, a także określenia, jak często suka czy kotka może na świat wydawać nowe mioty - mówi Katarzyna Piekarska z Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Praw Zwierząt, posłanka Koalicji Obywatelskiej.
Projektowane przepisy mają też określać, jaką troską otaczać psy przechodzące w hodowli, tak jak Bayron, na emeryturę.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN